Seattle, rok 2016.
Wracając
do Seattle, w jego głowie zrodziły się różne scenariusze. Od początku
podejrzewał, że coś złego się stało, choć miał nadzieję, że jest jedynie
przewrażliwiony, że powód jest banalnie prosty. Na przykład mogli zgubić list
na poczcie. Przez całą drogę do domu miał nadzieję, która została spalona w
mgnieniu oka, jak skrawek papieru. Jego życie w ciągu tej krótkiej chwili legło
w gruzach. Złamało go, choć przez długi czas sobie na to nie pozwalał.
Bo
zły nie był. Bynajmniej. Był po prostu wściekły. Na wszystko i wszystkich. Na
Amandę i na swojego ojca za to, że nie raczyli do niego zadzwonić. Na siebie.
Za to, że go tu nie było. Gdyby nie wyjechał na to przeklęte szkolenie, być
może nic by się nie stało. A tak był oddalony o setki kilometrów, nie mając
zielonego pojęcia o niczym.
Patrzył
się na matkę swojej dziewczynę z nieskrywanym szokiem i wściekłością. Miał
ochotę coś rozwalić.
-
Dlaczego? – wycedził przez zaciśnięte zęby, a dłonie ściskał w pięści aż
pobielały mu knykcie. Każde słowo było przesączone furią, jaka go ogarniała. –
Dlaczego. Nikt. Nie. Zadzwonił?!
-
Christopher… proszę cię, dziecko uspokój się. – Wyciągnęła do niego rękę, ale
jego spojrzenie skutecznie ją powstrzymało i cofnęła trzęsącą się dłoń,
przyciskając ją do brzucha. – To za poważna sprawa na telefon. Nie mogłam…
-
Gówno mnie to obchodzi! – warknął, cały się trzęsąc. – Miałem prawo wiedzieć,
Amando. Nie uważasz, że powinnaś do mnie zadzwonić, do cholery? Jestem z nią!
Powinienem być przy niej od początku!
Wiedział,
że dla tej kobiety też to wszystko jest ciężkie, ale nie obchodziło go to. Był
na nią wściekły za ukrywanie tak poważniej sprawy jak pobyt Catherine w
szpitalu. Wziął głęboki wdech, powoli wypuścił powietrze z płuc i zadał
pytanie, które teraz najbardziej go nurtowało:
-
Co jej jest?
Amanda
uciekła wzrokiem i zaczęła bawić się troczkami przy swoich spodniach. Była
słabą osobą, powinien się z nią inaczej obchodzić, ale nie potrafił się w
tamtej chwili zdobyć nawet na odrobinę ciepła czy zrozumienia. Powinna mu,
kurwa, powiedzieć! Do tego widział, że jest podpita i to podsycało jedynie jego
rozdrażnienie. Miał ochotę mocno potrząsnąć tą kobietą, ale z trudem udawało mu
się powstrzymać. Nie dość, że nie poinformowała go o pobycie Cath w szpitalu,
to teraz jeszcze uparcie milczała, wystawiając jego cierpliwość na próbę. Już
miał się znów odezwać, ale kobieta go uprzedziła.
-
Catherine miała wypadek – mruknęła bełkotliwym tonem, przeczesując palcami
swoje brązowe włosy. – Jest w śpiączce. Może się nigdy nie obudzić.
Miał
wrażenie, że ziemia zapada mu się pod nogami. Nie potrzebował więcej wyjaśnień.
Nie w tamtej chwili. Z trudem udało mu się zapytać w jakim szpitalu leży
dziewczyna i w następnej chwili siedział w taksówce. Jak przez mgłę słyszał
pytania taksówkarza, dokąd ma się udać. Spojrzał na profil mężczyzny, jakby
pochodził z innej planety.
-
Na First Hill. Harborview Media Center – wykrztusił, zapadając się w fotelu.
Życie
czasami ulega zmianie i człowiek nie od razu potrafi to sobie przyswoić. Lecz
to nieprawda, że słysząc złą wiadomość pierwszą reakcją z naszej strony jest
niedowierzanie. Wręcz przeciwnie. Człowiek od razu jest świadom, że to co
usłyszał, dzieje się naprawdę. Nasz mózg rejestruje tę wiadomość w mgnieniu
oka. Serce na moment staje, by po chwili wznowić swoje bicie, lecz z wzmocnioną
siłą. Nie tylko akceptujesz, ale także rozumiesz to, co się wydarzyło.
On
też wszystko rozumiał. Bardziej niżby chciał.
Czuł
ból. Rozdzierający ból, który zżerał go od środka niczym kwas. Nie mógł jej
stracić. Po prostu nie mógł. Ta myśl nie mieściła mu się w głowie i nie
potrafił sobie tego wszystkiego wyobrazić. Nie chciał tego sobie wyobrażać.
Musiał wierzyć, że będzie dobrze, choć
to samo w sobie brzmiało tak naiwnie.
Wtargnął
do szpitala, wejściem dla personelu, nie przejmując się tym, że jest już późno
po północy i pora odwiedzin dawno już minęła. Lepiej byłoby dla wszystkich, by
teraz nie próbowali go zatrzymać. Inaczej nie mógł być pewien, czy nie
posunąłby się do rękoczynów. Pulchniutka pielęgniarka w podeszłym wieku ruszyła
w jego kierunku, ale zaraz się zatrzymała widząc chłód i wściekłość bijące z
jego błękitnych oczu. I słusznie, pomyślał naciskając klamkę do pokoju sto
dwanaście.
Otworzyły
się powoli, jakby w spowolnionym tempie ukazując to, co kryło się po drugiej
stronie. Wstrzymał oddech, a jego serce zamarło. To właśnie wtedy wszystko z
niego uleciało, jak powietrze z balonika. Jakby ktoś przebił go szpilką. Musiał
przytrzymać się futryny, bo nagle nogi zrobiły mu się jak z waty. Gdyby ktoś wbił
mu zardzewiały nóż w plecy, mniej by bolało. Ból był jedynym co w tej chwili
czuł. Nikt nie mógł sobie wyobrazić jak bardzo cierpiał. A i w słowach nie dałoby
się tego ująć.
W
niewielkiej sali paliło się tylko światło nad łóżkiem, łagodnie oświetlając spokojną
twarz dziewczyny. Wyglądała jakby spała. I tak też było w rzeczywistości, lecz
mógł to być już sen wieczny. Mogła już nigdy nie otworzyć oczu, nie rzucić mu
tego zadziornego spojrzenia, gdy się z nim drażniła, a bardzo to lubiła. Mógł
już nigdy nie zobaczyć jej uśmiechu, nie usłyszeć jej głosu. I może były to
ckliwe myśli, całkowicie niepodobne do Christophera Carrawaya, ale miał to
gdzieś. Jedynie ona go w tej chwili obchodziła.
Z
mocno bijącym sercem podszedł do łóżka, na którym leżała Catherine. Wyglądała
na spokojną, jakby nic jej nie dręczyło oraz nie bolało i miał nadzieję, że tak
jest też w rzeczywistości. Jedynie myśl, że nie cierpiała była dla niego
pocieszeniem, choć nie zniszczyła bólu, jaki czuł wewnątrz siebie.
Przyklęknął
przy jej łóżku, chwytając w dłoń jej własną, która była przyjemnie ciepła w dotyku
i delikatnie ją ścisnął, jakby mocniejszy ucisk mógł jej zaszkodzić. Żywił
głupią nadzieję, że uścisk zostanie oddany, ale się nie doczekał. Jej palce
pozostały nieruchome. Chyba właśnie wtedy pierwsze łzy spłynęły po jego
policzkach. Nie zamierzał hamować swoich uczuć, choć niewątpliwe by potrafił. A
może w tym przypadku nawet jego umiejętności do niczego by się nie zdały. Oparł
łokcie na materacu, a usta przycisnął do wnętrza jej dłoni, zaciskając powieki,
spod których płynęło coraz więcej łez.
„Wiesz, że gdy facet pozwala sobie na łzy, to
znaczy że naprawdę kocha?”
Słowa
Cath rozbrzmiały w jego głowie tak wyraźnie, jakby naprawdę je wypowiedziała.
Wiedział jednak, że to jedynie wytwór jego wyobraźni.
-
Laleczko…
Nie
mógł wypowiedzieć nic więcej, bo głos mu się załamał. Po raz pierwszy w swoim
życiu wybuchł płaczem, a jego ciało zaczęło się trząść. Wiedział, że musiał być
silny. Dla niej, bo tego właśnie by po nim oczekiwała. Nie chciałaby żeby
płakał, szczególnie z jej powodu. Ale nie potrafił. Nie w tej chwili. Nie mógł
być teraz twardy, widząc ją taką kruchą i bezbronną, jakby silniejsze
szarpnięcie mogło zrobić jej poważną krzywdę. Wcześniej się bał, że ich miłość
nie będzie wystarczająco silna, by przetrwać miesiące rozłąki. Co w tamtej
chwili wydawało się tam trywialne, że aż głupie. Teraz się bał, że ich uczucie
nie jest wystarczająco silne, by Catherine wygrała. Musiał jednak wierzyć, że
tak nie będzie. Że ich miłość będzie wystarczającym ogniwem, by wygrała tę
wojnę.
Nawet
jeśli przyjdzie mu czekać lata, zaczeka. Będzie czekał nawet do śmierci.
Obiecał jej być zawsze i tego będzie się trzymał.
-
Powiedziałaś, że będziesz czekała na mój powrót – zaczął schrypniętym głosem, a
łzy nie przestawały płynąć. Odsunął się nieznacznie, nie puszczając jej dłoni i
spojrzał na jej spokojną buzię. – Teraz ja będę czekał. Choćby nie wiem jak
długo, Catherine. Wiedziałaś, że do ciebie wrócę. Teraz ja będę wierzył, że ty
wrócisz do mnie. Musisz wrócić, laleczko.
Wyjechał
na szkolenie mające trwał pół roku i to miało być coś w rodzaju próby dla ich
związku. Wiedział, że ona też się bała, choć nigdy tego nie przyznała.
Kilometry okazywały się przeszkodą dla wielu par. Nawet tych będących ze sobą
kilka lat. A on i Catherine? Ich związek nie był otoczony silnym i trwałym
murem, nie miał długiego statusu, ale był za to zbudowany na fundamentach
mocnej, kilkuletniej przyjaźni.
Powinno
go nie być w Seattle jeszcze przez cztery miesiące, ale musiał wrócić wcześniej.
Choć odpowiedniejszy termin dla jego szkolenia to raczej poligon. Każdy dzień
zaczynali od piątej rano. Mieli piętnaście minut na przygotowanie się, a
następnie robili kilka okrążeń wokół całej jednostki. Nie mogli mieć też ze
sobą żadnych nowinek technologicznych, by się za bardzo nie rozpraszać. Więc
jedynym sensownym komunikatorem z bliskimi było pisanie listów. I ta
perspektywa strasznie podobała się Catherine, choć musieli czekać na swoje
odpowiedzi po kilka dni a nie kilka minut czy godzin. To jednak im nie
przeszkadzało. A przynajmniej jemu. Pierwszy miesiąc nie był zły, w porównaniu
z drugim.
Szkolenia
odbywały się poza obozem, w samym środku jakiejś dziczy i przebywali tam jakieś
dwadzieścia pięć dni. Nie dostawali też listów. Wszystkie miały czekać na niego
w obozie i mieli je dostać po powrocie. On jednak nie dostał nic.
Wzbudziło
w nim to na początku niepokój, a potem lęk, który spoczywał na jego żołądku jak
ciężki kamień. To było dziwne, że niedostanie jednej koperty tak bardzo
potrafiło człowieka zmartwić. Przeczekał jeszcze kilka dni, wmawiając sobie
różne rzeczy, ale nadal nic nie przyszło. Dlatego rzucił wszystko i wrócił.
Całą
podróż do domu, a to było ładnych parę godzin, które niemiłosiernie mu się
dłużyły, siedział jak na szpilkach, wymyślając możliwe scenariusze. Musiał
przyznać sam przed sobą, że przez chwile pomyślał nawet, że pojawił się ktoś
inny. Tylko znał Catherine i wiedział, że z tego powodu nie przestałaby do
niego pisać. Może zmieniłby się charakter listów, ale nie byłoby z jej strony
ciszy przez miesiąc. Tylko nigdy nie pomyślałby, że jego dziewczyna leżała w
śpiączce przez cały ten czas.
Nie
wiedział ile czasu minęło, gdy tak klęczał na podłodze, ale do sali weszła
pielęgniarka, która wcześniej powstrzymała się przed zatrzymaniem go.
-
Proszę pana, tutaj nie można przebywać. Jest już dawno po godzinach odwiedzin.
Proszę opuścić salę, albo będę zmuszona wezwać ochronę.
Spojrzał
na kobietę niechętnie, rękawem koszuli przecierając policzki. Jeśli będzie
trzeba, przekupi pielęgniarkę żeby nie zwracała na niego uwagi. Chociaż będąc
policjantem doskonale zdawał sobie sprawę, że takie postępki nie są mile
widziane. Szczególnie jeśli dopuszcza się ich funkcjonariusz prawa. Ale w dupie
to miał. Inni policjanci dają się przekupić, to czemu on nie może przekupić
kogoś? Musiał zostać przy niej. Chociaż na tę jedną noc. Nawet jeśli jego
przekupstwo wyszłoby na jaw i wyleciałby z pracy. Może i nie myślał racjonalnie
w danej chwili, ale na jego miejscu wiele osób funkcjonowałoby podobnie.
Podniósł
się powoli, uważając żeby nie zrobić krzywdy dziewczynie i wziął głęboki wdech,
by jego głos nie brzmiał już tak słabo, jak podejrzewał, że mógłby.
-
Nie mogę jej zostawić – wyszeptał, jak gdyby głośniejszy ton mógł zbudzić
dziewczynę. Gdyby tak to działało, zacząłby wrzeszczeć. – Muszę tu zostać.
-
Nigdy wcześniej tu pana nie widziałam. Kim pan jest?
Skrzyżowała
ramiona na piersiach, mierząc go uważnym wzrokiem. Teraz najwyraźniej nie bała
się z nim wdawać w konfrontację, bo zamiast wściekłości z jego oczu biło
cierpienie. Poczuł się bezbronny i wyrzuty uderzyły w niego ze zdwojoną siłą.
-
Dopiero wróciłem – przyznał głosem przepełnionym bólem, a wzrok ponownie utkwił
w swojej dziewczynie. – Nie miałem pojęcia, że coś jej jest. Dwa miesiące byłem
na szkoleniu. Niedawno się dowiedziałem, że połowę tego czasu ona tu leży. I...
może się już nigdy więcej nie obudzić. – Te słowa ciężko przeszły przez jego
gardło, odruchowo ścisnął dłoń Catherine. – Niech pani zrozumie. Muszę tu
zostać – powtórzył, spoglądając kątem oka na pielęgniarkę, a w jego głosie
wyczuwalna była błagalna nuta.
Kobieta
najwyraźniej rozważała jego słowa, bo przez jakiś czas milczała. Kiedy na nią
spojrzał, gładziła swoje blond włosy upięte w kok. Nie wiedział czy ochroniarze
uznaliby jego odznakę policyjną za coś w rodzaju przepustki, więc wolałaby żeby
pielęgniarka okazała się wielkoduszna. W innym wypadku będzie musiał znaleźć
jakieś inne rozwiązania sytuacji. W końcu westchnęła i opuściła ręce.
-
Dobrze. Ale tylko dzisiaj – zastrzegła. – Gdyby ktoś pana tu znalazł, mnie
proszę w to nie mieszać.
Pomimo
sytuacji zdobył się na nikły uśmiech i ledwo zauważalnie skinął kobiecie głową,
dziękując cicho i usiadł na plastikowym krzesełku. Złożył delikatny pocałunek
na dłoni Catherine i jego głos zatrzymał pielęgniarkę, która już otwierała
drzwi by wyjść.
-
O co chodzi?
-
Jak poważny jest jej stan? – zapytał, nie odrywając wzroku od ukochanej.
W
sali zapanowała cisza. Najwyraźniej pielęgniarka zastanawiała się co może mu
zdradzić, a czego nie. On też się nie odzywał, czekając cierpliwie na
odpowiedź, choć tak naprawdę bardzo się jej bał. Wsłuchiwał się za w spokojny
oddech Catherine i obserwował jak jej klatka piersiowa powoli się unosi, by
następnie opaść.
-
Wiem tylko tyle, że przywieziono ją w bardzo ciężkim stanie po wypadku. Nie
miałam zmiany, gdy to się stało, proszę pana. Na pewno była przytomna w karetce
przez parę minut. Żeby uzyskać więcej informacji musiałby pan porozmawiać z
lekarzem.
Z
tym akurat miało nie być problemów. Jakieś dwa lata temu Catherine wpisała go
jako osobę upoważnioną do udzielania wszelkich informacji gdyby coś się stało.
Na pewno nie podejrzewała wtedy, że to będzie przydatne w takich
okolicznościach. On też nie. Wolałby żeby to wcale się nie wydarzyło. I jego
bezsilność go dobijała.
-
Rozumiem, ale... dlaczego ona jest w śpiączce? Coś musiało spowodować ten stan,
prawda?
Kiedy
spojrzał na pielęgniarkę, ta akurat kręciła głową.
-
Śpiączkę może wywołać wiele przyczyn. Chociażby zwykła depresja. Jednak w jej
przypadku doszło do śpiączki przez częściowe uszkodzenie mózgu. Niestety, tylko
tyle informacji mogę panu udzielić.
Nigdy
nie miał styczności ze śpiączką i niewiele o niej wiedział. Takie rzeczy
wydawały mu się dziać jedynie w filmach czy książkach, ale nie w prawdziwym
życiu. Podobno chory słyszy gdy się do niego mówi. Ale czy to prawda czy też
może historyjka wyssana z palca, mająca na celu pocieszyć rodzinę – tego nie
wiedział.
-
Obudzi się, prawda? – zapytał, choć na to pytanie odpowiedzi bał się chyba
najbardziej. Jego głos zabrzmiał jakby nie należał wcale do niego. Wydawał się
jakiś obcy, odległy.
-
Tego nikt nie może zagwarantować, proszę pana. Tutaj decyduje jedynie ona sama.
To, jak silną ma wolę życia. Lekarze, ani nikt inny nic nie mogą z tym zrobić.
Przykro mi.
Po
tych słowach pielęgniarka wyszła, a on znów zaczął płakać.
Może
się już nie obudzić. Wiedział to od początku, gdy tylko Amanda mu powiedziała o
śpiączce. Tylko takiej ewentualności nie przyjmował. Jednak usłyszeć to od
pielęgniarki to coś innego. Tylko, że tego nie było w jego scenariuszu
szczęśliwej przyszłości Catherine i Christophera. W ich scenariuszu.
Musiał
zatem wierzyć. To jedyne co mu pozostało i zamierzał trzymać się tego jak
tonący brzytwy. Choć wiedział, że nadzieja jest najgorszą z przyjaciółek. Może
zmiażdżyć ci serce.
Dzień dobry!
Dziękuję przede wszystkim za komentarze pod poprzednią notką! Nie spodziewałam się, że rozdział uda mi się napisać tak szybko – jak na mnie. Zważywszy na moją sytuację, o której wiedzą nieliczni. I to chyba właśnie tym nielicznym trzymam się lepiej niż podejrzewałam. I to dzięki tej grupce ten rozdział jest. A szczególnie dzięki Ness. Wierzcie mi, posiadanie takiego przyjaciela to skarb. Dziękowałam Ci wiele razy, dziękuję po raz kolejny.
Ness, Gabi, Klaudia proszę się nie wpatrywać zbyt długo w Ian'a, jasne?
No i co ja mogę... Rzadko się zdarza, ale rozdział mnie zadowala. Mógłby być lepszy, ale... no cóż. Jest tak, jak miało być na początku. Kolejny rozdział będzie... inny. Ale nic nie zdradzam – przekonacie się sami.
Ściskam,
Mrs.Cross!
Moje! <3
OdpowiedzUsuńO Boże, ja i moje wyczucie czasu :') Ale co ja poradzę, że lubię komentować sensownie, zamiast z przymusu? Zresztą Ty dobrze wiesz, że ja się zachwycam, zresztą podsyłałaś mi tyle fragmentów, które na bieżąco oceniałam, że momentami sama nie jestem pewna, co takiego powinnam napisać tutaj :D
UsuńTak, tak – nie gapić się na Iana? A kiedy sama próbowałaś tego nie robić? :V
Pamiętam, że już kiedy czytałam rozdział po raz pierwszy, rozbroiło mnie zachowanie Christophera. Podoba mi się to, jak wykreowałaś tę postać i tutaj w ogóle nie mam na myśli wyglądu – bo ten tak naprawdę nic nie znaczy. Gdyby bohater został przedstawiony źle, to wtedy ani Ian, ani nikt inny by go nie uratował. A tutaj u Ciebie… Cóż, mamy faceta silnego, ale z wrażliwością, której tylko pozazdrościć. Nie ma osób bezdusznych, które bez mrugnięcia okiem przyjmują nawet najgorsze informacje – a nawet jeśli, to tylko maska, którą okazują światu, bo wewnątrz muszą coś czuć. Tak jest w tym przypadku, a mnie bardzo podoba się to, jak manipulujesz jego emocjami.
Nie rozumiem, dlaczego nikt wcześniej go nie poinformował. Ta kobieta jest dla niego najważniejsza, tak? I tutaj nie ma znaczenia, gdzie był i co aktualnie robił – jeśli ktoś miał prawo wiedzieć, to na pewno on. Mnie pewnie szlag jasny by trafił, gdybym dopiero po tak długim czasie dowiedziała się, że komuś dla mnie ważnemu stała się krzywda. Nic dziwnego, ze się zdenerwował, bo choć to faktycznie nie jest sprawa na telefon, powinni byli przynajmniej dać mu znać, że dzieje się coś złego i powinien wracać.
Moment, w którym widzi Catherine, po prostu mnie rozwalił. Tak diametralna zmiana – jeden rzut oka i wszelakie złe emocje uleciały, pozostawiając… Nawet nie wiem, jak to opisać. Oni są dla siebie stworzeni, co podkreślasz na każdym kroku, więc tym bardziej nie wyobrażam sobie, że ona miałaby się nie obudzić. To zdanie o łzach i miłości <3 Dobrze, że on pozwala sobie na słabość. Unikanie emocji wcale nie świadczy o sile, a wręcz przeciwnie – to najgorsze, co w takiej sytuacji można zrobić. Oczywiście, że musi o nią zawalczyć, ale to nie oznacza, że przez cały czas musi być jak ze stali.
A ona się obudzi… Bo ma dla kogo, tak? Jej matka jest okropna, ale Christopher zdecydowanie nie pozwoli tak po prostu jej odejść.
Ewentualnie jak coś jej się stanie, to Cię znajdę, bo czemu nie? ;>
Dziękuję raz jeszcze za wzmiankę o mnie. Dziękujesz mi, chociaż tak naprawdę nic nie robię. To Twoje opowiadanie i wszystko tak naprawdę zawdzięczasz sobie. Uwierz w końcu w to, że to, co robisz, jest po prostu dobre. Ja tu tylko sprzątam =P
Nessa.
A tu dla mnie<3
OdpowiedzUsuńNo cześć, Robaczku. <3
UsuńJak ty mnie dobrze znasz i wiesz, że będę się patrzeć na Iana. Szkoda tylko, że taki ponury gif, a jeszcze jak sobie przypomnę tą scenę to już w ogóle. ;__;
Wracając jednak do rozdziału - Twój pomysł z tymi przeskokami w czasie jest mega pokręcony, ale zajebiście mi się podoba. To coś zupełnie innego. Nie miałam jeszcze okazji do tego, aby czytać coś takiego, więc jesteś pierwsza. I masz pełne prawo do tego, aby być dumną. I jestem również cholernie pewna, że podołasz temu zadaniu, więc mi proszę tutaj nie marudzić.
W pierwszej chwili nie ogarniałam o co Ci może chodzić. Jednak jak sobie na spokojnie to przemyślałam to już wiem. I mam dziwne wrażenie, że przez to, może pojawić się jeszcze więcej pytań, niż gdybym czytała opowiadania pisane ciągiem. Co nie znaczy, że jest źle. Wspomniałam, że zajebiście mi się ten pomysł spodobał? :D
Takiego faceta jak Chris mieć to po prostu skarb. Nie jestem wcale zdziwiona jego reakcją na to, że jego ukochana leży w śpiączce i nie wiadomo czy się obudzi. Łzy nigdy nie są oznaką słabości, ani wstydu. Pokazują, że mamy uczucia, potrafimy czuć i coś nas rusza. Bez względu czy to wzruszający film, piosenka czy jakieś przykre wydarzenie w życiu. Poza tym to zdanie „Wiesz, że gdy facet pozwala sobie na łzy, to znaczy że naprawdę kocha?” - zakochałam się. .-.
Mam nadzieję, że mimo wszystko Catherine się obudzi, bo Chris będzie bez niej taki smutny i przygnębiony jak nie wiem, a on musi być szczęśliwy. Po spierdolonym dzieciństwie przez matkę po prostu musi mieć szczęśliwe życie u boku tej słodkiej istotki. Podejrzewam, że Cat jest słodka. ;D
Rozdział bardzo mi się podobał, jeszcze ta jej matka... Nie sądziłam, że ktoś może być taki... bezuczuciowy? Zamiast być przy córce w szpitalu... Po prostu nie mam słów. I chyba już wiem jak się czujecie, kiedy komentujecie u mnie na BB o matce Any. Ona do tych cudownych też nie należy. ;_;
No nic, czekam niecierpliwie na pojawienie się kolejnego rozdziału. Mimo, że pracujesz tyle godzin o tak beznadziejnej porze to trochę będę cię męczyć o czwóreczkę. <3
Ściskam mocno,
Gabi. :*
A pozwolę sobie zająć miejsce :P
OdpowiedzUsuńHej.
OdpowiedzUsuńA więc jednak to nie był Christopher, który uratował Cath, skoro ten nawet nie wiedział, że ta jest w szpitalu. No i Cath jest w śpiączce. Chyba że to jakaś inna sytuacja, a tamten to rzeczywiście był Christopher, a teraz to jakiś inny wypadek. To spotkanie z Christophera z Cath było smutne (chociaż to „Laleczko”… No, ja nie byłabym fanką xD). Starałam się poczuć to, co on – pierwsze spotkanie po takim czasie i musiało wyglądać w taki sposób. Ciekawi mnie, w jaki sposób to się dalej potoczy.
Miałabym tylko jedną uwagę: wiem, że trudno jest utrzymać tajemnicę, ale może warto wrzucić trochę więcej scen? Bo to był dość spory szok, że Chris i Cath są razem i to dość duży przeskok pomiędzy rozdziałami ;)
Pozdrawiam :D
http://iskra-duszy.blogspot.com/
Witam!
UsuńMogę Ci zdradzić, że w drugim rozdziale to był jednak Chris. Co chyba nie jest wielką tajemnicą. Końcówka 2 rozdziału jest z piętnastoletnią Catherine, która obecnie ma lat dziewiętnaście.
I ja wiem, że to długi przeskok, owszem :) Ale to jest właśnie cały zamysł na tego bloga. Poczekajmy do 4. Wtedy mój plan zacznie się realizować. Ale nic nie zdradzę!
Pozdrawiam!
Cześć! Uratowałaś mnie przed nudą tym rozdziałem, jak babcię kocham. Za oknem leje, ogółem pogoda do dupy, a ja grzeję się pod kocykiem i czytam. Czy może być coś piękniejszego?
OdpowiedzUsuńMiałam już próbki rozdziału wcześniej, ale to i tak nie mogło mnie zniechęcić do przeczytania ich ponownie, tym razem w całości. Całości, która prezentuje się jak zwykle świetnie. Pomimo przeskoku czasowego, o którym wspomina pani wyżej, to wciąż ma sens. Sama nie wiem, ale to po prostu sprawia, że ta historia jest taka wyjątkowa. Nie sztuką jest w końcu napisać romans rodem spod pióra pani Hoover. To na dobrą sprawę potrafi każdy - trochę dramy, miłosnych scenek jak u Sparksa i bum, mamy schematyczny, nasz (nie)idealny romans. Ty masz pomysł, oryginalny pomysł, co niewątpliwie nadaje historii smaczku.
Ej, nie patrzę na Iana wcale... aż tak długo, okay? Proszę mi tu niczego nie zarzucać! :p
Rozdział smutny, ale piękny. Szkoda mi biednego Chrisa. Wciąż nie do końca wiem, jak to się między nimi losy potoczyły, jak długo się w sobie zakochiwali, jak to przebiegało, co ich różni a co dzieli, ale od razu widać, że Cat nie jest mu obojętna. Już samo to, jak się zdenerwował... Zależy mu na niej. Bardzo. A to czyniło ten rozdział bardzo emocjonalnym. A z utworami od Wolf Larsen na słuchawkach naprawdę bardzo trudno było mi się nie rozpłakać.
"Nadzieja jest najgorszą z przyjaciółek..."
Co ja mogę dodać? Mam mieszane uczucia po przeczytaniu. Jest mi smutno, mam masę pytań... Pozostaje mi jedynie czekać na kolejny. Który, mam nadzieję, pojawi się niebawem c:
Ściskam!
Klaudia99
Hej hej :D Umyta, zziębnięta (w lecie, masakra) blondi spełnia swe przyrzeczenie! :D
OdpowiedzUsuńNa początku tycia literówka w trzecim akapicie - ,,Patrzył się na matkę swojej dziewczynę''... ;)
Zgadzam się ze SparksFly, przeskok jest dość zaskakujący taki duży, ale chyba rozumiem, dlaczego to tak zrobiłaś ;)
Kurczę, ten rozdział się skończył zdecydowanie za szybko i składam zażalenie! :P serio mówię, może jakąś petycję skombinuje, czy coś... na pewno jeszcze ktoś się jeszcze na to bd pisać ^^
Zboczenie ,,zawodowe'' sprawiło, że się roztkliwiłam troszku szkoleniem w dziczy z poranną rozgrzewką :3 Super rzecz, polecam xD
Ale jak przy tym jestem, co miało znaczyć,,rzucił wszystko''? Na pewno szkolenie, ale... Pracę w policji też?
Niezależnie od tego, wzruszające jeszcze bardziej od własnych wspomnień z obozów jest wykreowanie pary tak emocjonalnie zzytej. Chrisowi bardzo zależy na ,,laleczce'' co bardzo fajnie ukazałaś. Z tekstu wynika też, że i Catherine go kochała.
Domyślam się, że coś się stało Dean'owi, skoro Amanda jest w takiej rozsypce, a wcześniej zmieniło się coś diametralnie w życiu Cath?
A tak wgl... Lubisz Ty policjantów i detektywów ^^ :D ;*** spoko ziomale!
.
.
.
.
Haha taki żarcik xD
No cóż, czekam na NN i życzę Ci weny na rozdział 4, oby wyszedł Ci tak, jak sobie zazyczyłaś xD
Buziaki ;*
Cimaj się
Z Catherine jest naprawdę źle jak się w takiej śpiączce znajduje. Chyba nic innego nie pozostaje jak mieć nadzieję, że z tego wyjdzie.
OdpowiedzUsuńWidać, że Chris bardzo kocha Catherine. Podczas szkolenia Chrisa ta miłość przetrwała i myślę, że podczas śpiączki Catherine też tak będzie.
Czekam na kolejny rozdział.
Dobrze, że patrz na daty, które zamieszczasz przy rozdziałach. xD Inaczej można byłoby się pogubić, a teraz wiem, że mamy przeskok i powrót do wydarzeń z prologu. ;)
OdpowiedzUsuńW sumie rozdział wielkiej akcji nie miał, p prostu mamy rozwinięty wątek. Smutno mi, że Cath się stała krzywda. :( Mam nadzieję, że się obudzi. Oby.
Ogólnie opowiadanie mi się podoba i jestem ciekawa jak dalej rozwiniesz historię. :) Domyślam się, że będą wydarzenia z przeszłości przeplatane z teraźniejszością, tym samym będziemy dowiadywać się jak zrodziła się ich miłość. :)
Czekam na kolejny rozdział i serdecznie pozdrawiam!
www.gra-zniwiarza.blogspot.com