26 kwietnia 2017

Rozdział 8

Tamtego dnia odwiózł Catherine Ayars do domu i czekał przy samochodzie dopóki nastolatka nie weszła do środka. Przynajmniej na czterdzieści osiem godzin będzie miała spokój, bo Richard Crowe co najmniej przez tyle czasu będzie siedział na dołku. Istniała też możliwość – na którą Christopher w duchu liczył – że zacznie się awanturować i posiedzi trochę dłużej. A sądząc po jego zachowaniu na stacji benzynowej, nie potrafi trzymać języka za zębami zbyt długo.
Nie powinien się interesować losem swojej niepełnoletniej sąsiadki, ale nie potrafił też przejść obok tego obojętnie. Ten facet był wobec niej agresywny więc co jeśli ją bił? Nie wiedział jak, ale się tego dowie. Mieszanie się w życie sąsiadów nie było w jego stylu. Zwykłe podejrzenia też nie będą dobrym argumentem by zrobić interwencje policji. No i ona może wszystkiemu zaprzeczyć. A dodatkowo – na Boga! – ona ma dopiero piętnaście lat. Jeśli policja zacznie ją wypytywać, może się przestraszyć.
Dlatego zamierzał dowiedzieć się tego w inny sposób, choć niekoniecznie skuteczny.
- Carraway, jesteś na służbie. – Z zamyślenia wyrwał go głos Raya Huntera. – Rozumiem, że nie traktujesz tej pracy poważnie, ale chociaż byś udawał.
- Traktuje swoją pracę poważnie – zapewnił, patrząc na rząd samochodów stojących przed nimi na czerwonym świetle. – Tylko się zamyśliłem. Przepraszam.
- Czyżby zbliżała się randka z jakąś seksowną kelnerką? – zapytał, a w głosie aspiranta nie dało się nie usłyszeć nuty ironii.
- Nie – zaprzeczył, marszcząc lekko brwi. – Ktoś kogo znam może mieć kłopoty. Nie jestem tego pewny na tyle by angażować w to policje – powiedział zgodnie z prawdą.
Nie bardzo wiedział jak ma rozmawiać ze swoim partnerem. Rzadko wiadomo czy on żartuje czy mówi prawdę. Christopher wiedział jedynie, że lepiej z nim nie zadzierać, bo był szanowanym policjantem i dodatkowo bardzo dobrym. Zresztą, sam go szanował i tak naprawdę, choć Ray Hunter był trudnym człowiekiem, cieszył się, że ma z nim służby. Przynajmniej będzie miał możliwość by się czegoś więcej nauczyć.
Hunter posłał mu nieprzeniknione spojrzenie i przez dłuższą chwilę się nie odzywał najwyraźniej nad czymś rozmyślając. W końcu nieco się odprężył i ruszył, kiedy światło zmieniło się na zielone.
- W takim razie powinieneś sam wybadać grunt, a kiedy czegoś więcej się dowiesz, sam zadecydujesz co zrobić.
Wybadać grunt. Niekoniecznie tak nazwałby to, co miał w planach.
~*~
Faktycznie, znał adres. I chociaż czuł się winny, że musi opuścić Catherine, w tamtym momencie musiał to zrobić. Oprócz winy pojawił się także strach. Skąd mógł mieć pewność, że podczas jego nieobecności coś się nie zmieni z jej stanem? Że nie ulegnie on poprawie, bądź – o tym nawet próbował nie myśleć, jednak to nie było wcale takie łatwe – pogorszeniu? Przecież zazwyczaj tak się dzieje, że podczas naszej nieobecności dzieją się te najważniejsze rzeczy. Wystarczy podać jako przykład sam wypadek jego dziewczyny.
Wiedział, że dużo osób powiedziałoby mu, że to głupie, ale czuł się winny i nie był przekonany, czy kiedykolwiek wyzbędzie się tego uczucia. Nigdy nie przestanie analizować tego cholernego: „A co by było gdyby?”. Gdyby w tym momencie był przy niej, bez wątpienia by ją ochronił, nawet jeśli miałoby to oznaczać przyjęcie na siebie ciosu. Zdawał sobie sprawę, że nawet gdyby był w Seattle, do tego wypadku mogłoby dojść. Jednak to pytanie nie przestawało go dręczyć.
Czuł, że ją zawiódł i miał wrażenie, że przez to może znienawidzić sam siebie. Obiecywał, że będzie ją kochał i chronił przed wszystkim. A tymczasem ona leży przykuta do łóżka i nie wiadomo czy kiedykolwiek otworzy oczy.
Musiał wierzyć, że wszystko pójdzie dobrą drogą, bo najwyraźniej był jedyną osobą, która miała na to nadzieję. Jej matka… szkoda nawet o niej myśleć. Kiedy pojechał do domu Ayarsów by zapytać o swoją dziewczynę i otworzyła mu jej matka, rozpoznał od razu, że jest pijana. Niby udało jej się wyjść z nałogu, ale jak widać wypadek córki skłonił ją do powrotu. Albo zaczęła pić jeszcze zanim samochód potrącił jej córkę, tylko Catherine nie wspominała mu o tym w swoim listach, by go nie martwić – często coś próbowała przed nim zataić. Amanda topiąc smutki w alkoholu zapewne nie myślała o córce. A może myślała, lecz porzuciła wszelkie nadzieje, że dziewczyna z tego wyjdzie. Widział to w jej spojrzeniu i minie, kiedy mu wyjaśniała, gdzie jest Catherine. Mówiła dodatkowo zrezygnowanym głosem. Nie wierzyła, że jej córka potrafi być dostatecznie silna i tę walkę wygrać.
Dlatego pozostawał on, który nie mógł zwątpić – i nie zamierzał.
Zatrzymując samochód na płatnym parkingiem przed wysokim budynkiem, sprawdził czy nikt nie dzwonił do niego ze szpitala. Zadufana pani doktor wiedziała, że jeśli ma się coś dziać, ma dzwonić właśnie do niego. Shannon Paige ratowała ludzkie życie, ale Christopher nie darzył jej sympatią.
Schował telefon do kieszeni kurtki, zostawiając dźwięki włączone i opłacił parking, zostawił bilecik za szybą, by był widoczny, a następnie wszedł do budynku i wjechał windą na przedostatnie piętro. Był w tym budynku dopiero pierwszy raz i nie czuł się do końca pewnie, ale wiedział, że ten człowiek będzie potrafił mu pomóc.
Po pierwsze, jako licencjonowany prywatny detektyw musiał ciągnąć podjętą przez siebie sprawę do końca i – nie oszukujmy się – mógł złamać nieco więcej niż policja, bo działał sam dla siebie. Dodatkowo ludzie mieli tę tendencje, że detektywom łatwiej zaufają niż glinom. Właśnie dlatego, że policjanci nie zawsze robili „wszystko co w ich mocy”, jak to często mówili i często te zdanie było kłamstwem. Christopher doskonale to wiedział, bo jego koledzy często się obijali.
Drugim powodem było to, że znał tego człowieka od kilku lat i wiedział, że każdą przyjętą sprawę traktuje równie poważnie. Czy to zaginięcie/porwanie dziecka czy też zwykła zdrada małżonka – choć Carraway miał świadomość, że tych ostatnich detektyw miał najmniej. Człowiek, do którego zmierzał, miał bardzo dobrą opinie i wiele zakończonych pomyślnie spraw. Praca detektywa, jak wcześniej policjanta, była dla niego powołaniem, co na pewno wpływało na jego podejście i rezultaty.
Wyszedł z windy i miał wrażenie, że jechała na przedostanie piętro w nieskończoność. Dobrze, że nie miał klaustrofobii, bo pokonanie osiemnastu pięter nie wydawało się być przyjemną perspektywą. Od razu zobaczył szklane biurko, przy którym siedziała kobieta mniej więcej w jego wieku, stukając wypielęgnowanymi paznokciami w klawisze komputerowej klawiatury. Była przeciętnej urody blondynką, która posłała mu delikatny uśmiech kiedy ruszył w jej stronę. Za oprawkami czarnych okularów dostrzegł piwne, duże oczy.
Zastanowił się czemu to sekretarki zazwyczaj są właśnie blondynkami.
- Witam w Hunter’s. Czym mogę panu służyć?
Zanim zdążył się odezwać, drzwi na końcu korytarza się otworzyły i stanął w nich wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna po czterdziestce. Blond włosy jak zawsze miał krótko ostrzyżone, a zielone oczy wpatrywały się w Christophera z nieprzeniknionym wyrazem.
Ray Hunter nic się nie zmienił, odkąd Carraway widział go po raz ostatni.
- Amber, nie łącz mnie z nikim i przynieś dwie kawy – powiedział stanowczo do swojej sekretarki, a potem podszedł do młodego policjanta i uścisnął mu dłoń, by następnie zaprosić go do swojego gabinetu. – Tam będziemy mogli w spokoju porozmawiać.
Weszli do przestronnego pomieszczenia, w którym na prawo od drzwi mieściło się na duże, dębowe biurko i czarny fotel, a za nimi kilka regałów wypełnionych po brzegi segregatorami i teczkami. Jeśli Chris miał zgadywać, jego były partner nie ufał do końca nowoczesnej technologii i wolał przechowywanie dokumentów na papierze niż na komputerowym dysku. Natomiast na lewo od drzwi stała kanapa i szklany stolik, a na ścianie wisiały różne dyplomy i na pewno licencja detektywistyczna, albo jej kopia.
Ray był nieco niższy od Christophera, więc kiedy stali blisko siebie, były policjant musiał nieco odchylać głowę do tyłu. Wiele osób z powodu większego wzrostu czuje się bardziej pewnie i w jakiś sposób uważają, że mają przewagę nad swoim rozmówcą. Carraway niczego takiego nigdy nie odczuwał w stosunku do Huntera, gdy patrzył na niego z góry. Zawsze czuł wobec swojego byłego partnera respekt oraz szacunek i z biegiem czasu, nawet po złożeniu rezygnacji ze służby, jego podejście się nie zmieniło. Co więcej, uważał Raya Huntera za człowieka godnego naśladowania.
- Zdziwił mnie twój telefon – przyznał detektyw, kiedy już usiedli na kanapie. Christopher spojrzał na byłego partnera, który przewiercał go wzrokiem. – Chodzi o Catherine Ayars, prawda?
Chris posłał swojemu rozmówcy wymuszony uśmiech, a potem westchnął głęboko i oparł łokcie o kolana. Przepracowali razem kilka lat na wspólnej służbie, więc mieli do siebie zaufanie, chociaż nie od początku tak było. Ray uważał młodszego kolegę za kolejnego idiotę, który nie będzie brał pracy na poważnie, ale szybko się mile zaskoczył.
- I dziwi mnie też, że przyszedłeś do mnie dopiero teraz – dodał.
- Bo dopiero wczoraj się dowiedziałem – powiedział Chris udręczonym głosem.
Nigdy nie przestanie sobie tego wyrzucać. Powinien sobie darować to pieprzone szkolenie. Powinien być przy niej. Chronić ją, do diabła.
- Nie bardzo rozumiem. – Ray zmarszczył brwi skonsternowany.
Christoper wszystko mu wyjaśnił. Swój wyjazd na szkolenie i to, że przez jakiś czas nie mieli dostępu do poczty. Powiedział też o swoich wątpliwościach, kiedy po powrocie do głównego obozu okazało się, że nic nie dostał. I o tym, jak rzucił wszystko w diabły, bo niepewność zjadała go od środka i musiał dowiedzieć się, co jest grane. Zrobił przerwę, kiedy Amber przyniosła im kawy, uśmiechając się zbyt promiennie. Powiedział też o tym jak o wszystkim się dowiedział, a skończył opowieść na tym, jak postanowił do niego zadzwonić.
- Doskonale wiem, że stary odsunie mnie od tej sprawy, kiedy tylko pojadę na komisariat – mruknął, patrząc tępo na trzymany przez siebie kubek. – I nie wiem czy chcę usłyszeć kto ją prowadzi.
- Jackson i Anderson – poinformował go Hunter, czym wywołał jego niemałe zaskoczenie. – Kiedy tu jechałeś, zadzwoniłem spytać na komisariat. Domyśliłem się po co dzwoniłeś, synu. Nie dzwoniłbyś po to, bo potrzebowałeś pomocy z pracą. – Pokręcił głową. – Znam cię, pamiętaj. Nie wiem nic ponad to, co zapewne ty wiesz. Miała wypadek, zapadła w śpiączkę. Pisali o tym w gazetach przez jakiś czas.
No tak. Jemu nawet do głowy nie przyszło, by poszukać w artykułach czegoś na ten temat, a w internecie na pewno też coś by znalazł. Był tego więcej niż pewien, ale miał ważniejsze sprawy na głowie niż surfowanie po sieci. Zresztą doskonale zdawał sobie sprawę, że dziennikarze lubią dodać swoje trzy grosze i ubarwiać historie. Nie ufa się informacjom, które podają.
Wiedział, że Jackson i Anderson nie byli najgorszą opcją. Byli dobrymi policjantami, chociaż nie mieli wytrwałości co do prowadzonych spraw. Nie szperali w każdym zakamarku lecz opierali się na powierzchowności, co niestety martwiło Carrawaya i zastanawiał się czy sprawa jeszcze jest otwarta. Ale i tak mogło być o wiele gorzej. Jeśli stary przydzieliłby do tej sprawy takiego Browna i Moore’a, dochodzenie zostałoby zaszufladkowane może po tygodniu. Ci dwaj byli leniwi i nie myśleli głową lecz inną częścią ciała. Z tego co mówili, za numer telefonu potrafili odpuścić ładnej dziewczynie mandat.
Niestety, choć Christopher lubił swoją pracę i taktował ją poważnie, musiał przyznać, że tacy policjanci się zdarzali i bardzo chętnie by się ich pozbył, ale nie posiadał takiej władzy.
- Wiesz też dlaczego tutaj przyszedłem, prawda? – odezwał się, posyłając byłemu partnerowi wymuszony uśmiech.
Ten skinął mu głowę i westchnął, odstawiając kubek na stolik.
- Wydaje mi się, że wiem. Nie usiedzisz bezczynnie i nie będziesz czekał, aż ta sprawa się rozwiąże. Jako starszy kolega doradzałbym ci jednak cierpliwość, ale szybko pomyślałem jakby to było, gdyby moja żona albo któryś z dzieciaków znalazł się w takiej sytuacji. I na pewno też nie siedziałbym z założonymi rękami.
- Jeśli komendant się zorientuje, że pomimo odsunięcia mnie od sprawy – Christopher nie wątpił, że usłyszy taką wiadomość, gdy tylko pojedzie na komisariat, bo takie obowiązywały procedury – będę brał w niej udział i przeszkadzał chłopakom w tym śledztwie, stracę odznakę – dokończył, wzdychając cicho i posłał Hunterowi uważne spojrzenie. – Dlatego chcę, żebyś ty się tym zajął. Zapłacę tyle, ile będzie konieczne.
- Daj spokój, synu. – Detektyw zdecydowanie pokręcił głową. – Pomogę ci z ogromną chęcią znaleźć tego, który zrobił to tej twojej małej. Rozumiem, że w tym śledztwie chcesz brać czynny udział? Jak to sobie wyobrażasz?
Christopher nie mógł ukryć zdziwienia, że Ray tak dobrze go odczytuje. Ale pracowali razem kilka lat i zdołali się poznać, więc nie powinno go to dziwić. Poza tym był bardzo dobrym detektywem, a wcześniej policjantem i słynął ze swojej spostrzegawczości oraz przebiegłości.
- Wezmę bezpłatny urlop – wyjaśnił. Wszystko zdążył już sobie przemyśleć, dlatego właśnie zadzwonił do przyjaciela z nadzieją, że ten mu pomoże. – Uprzedzę też starego, że wynająłem ciebie do rozwiązania tej sprawy.
- Wcale mnie nie wynająłeś. Po prostu zamierzam ci pomóc, synu bo wiem ile ta mała dla ciebie znaczy. Jeszcze dzisiaj dowiem się czegoś więcej na temat tej sprawy i pewnie jutro pojadę popytać w okolicy. Może ktoś coś pamięta. Wiesz, że ludzie dużo widzą, ale ze strachu mało mówią.
Wiedział, bo niejednokrotnie miał do czynienia z takimi przypadkami podczas służby. Ludzie ze strachu o siebie bądź swoich bliskich zatajali pewne rzeczy. I nie zawsze byli zastraszani, choć tak też się zdarzał.
Po spotkaniu z Rayem, który obiecał dzwonić, gdyby czegoś się dowiedział, Christopher pojechał na komisariat i spotkał się ze swoim komendantem. I zgodnie z jego przewidywaniami, został odsunięty od sprawy. Nie był spokrewniony z poszkodowaną, ale byli parą więc mógł stracić w dochodzeniu obiektywizm, jak już się zdarzało, gdy policjanci prowadzili sprawy dotyczące ich bliskich. Chris nie zamierzał się jednak kłócić ze swoim szefem i wszystko przyjął na spokojnie, by w następnej chwili wyjaśnić podjętą przez siebie decyzje.
Dopiero siedząc na komisariacie i rozmawiając z komendantem uświadomił sobie, że przez swoje zachowanie może stracić pracę. I szybko doszedł do wniosku, że jeśli tak, to jest w stanie taki stan rzeczy zaakceptować. Nie będzie siedział z podkulonym ogonem, podczas gdy człowiek, który wpędził Catherine w taki stan chodzi sobie po wolności. Nie może jemu, bądź jej, ujść to na sucho.
Na jego szczęście, szef wykazał się wyrozumiałością, choć oczywiście zadowolony nie był z takiej decyzji. Trochę go uspokoiła też myśl, że Christopherowi będzie pomagał jego były partner, bo nie przeszkadza policji pracować. Jedynie szybciej rozwiązuje sprawy.
- Co tak właściwie się stało? – zapytał, kiedy sprawa jego urlopu jak i współpracy z Hunter’s została zaakceptowana przez starego.
- Z tego co dobrze zrozumiałem, Carraway właśnie poszedłeś na zwolnienie. W takim razie  nie mogę udzielić ci tych informacji.
Zapomniał, że Joseph Lawson potrafił być prawdziwym chujem. Podejrzewał nawet, że gdyby Ray nie zrezygnował, to on zostałby komendantem. I to może byłoby najlepsze dla wszystkich.
Wyszedł, zanim powiedziałby o dwa słowa za dużo i jego sytuacja uległaby zmianie. Na przykład takiej, że odznaka oraz służbowa broń zostałyby na biurku, a on straciłby możliwość bycia policjantem. Może i Lawson był dupkiem, ale za to wpływowym.
Pieprzyć to.
Wrócił do szpitala z mocno bijącym sercem. Nie dostał żadnego telefonu od doktor Shannon Paige, ale pomimo to bał się, że coś go ominęło. Tej gorszej wersji wydarzeń nie chciał przyjmować do świadomości, więc mógł stracić moment, w którym jego dziewczyna się obudziła. Tak naprawdę się obudziła. Z każdym krokiem, gdy zbliżał się do sali sto dwanaście jego serce coraz mocniej obijało się o żebra i miał wrażenie, że lada moment wyrwie się z piersi. Jednak kiedy wszedł do sali, serce przestało bić całkowicie.
Czuł, że krew odpływa mu z twarzy a po plecach spływa strużka zimnego potu.
Łóżko Catherine Ayars było puste.


Dobry wieczór!
Lubię te uczucie, kiedy jestem zadowolona z rozdziału i czuję, że wyszedł mi tak, jak tego chciałam. Mógłby pojawić się wcześniej, ale ja muszę mieć w głowie takie Puf!, które pomaga mi w pisaniu rozdziałów. Wtedy wychodzi lepiej niż pisany na siłę, prawda? Wszystko wychodzi lepiej, jeśli nie jest tworzone na siłę.
W sumie ode mnie to chyba tyle, nie ma co się tu rozpisywać. Dobranoc!

Mrs.Cross!

Obserwatorzy