-
Catherine? Catherine?
Nastolatka
przez kilka długich minut trwała w kompletnym bezruchu, nie reagując na jego
słowa, gdy wypowiadał jej imię. Jedyną oznaką tego, że żyła było unoszenie się
i opadanie klatki piersiowej. Gdy nagle drgnęła w jego ramionach i zamrugała
kilkakrotnie – przez cały ten czas wlepiając w niego spojrzenie
przestraszonych, sarnich oczu – odetchnął w duchu z ulgą. Szczerze mówiąc
zaczynał się już niepokoić i rozważał wezwanie pogotowia.
Przez
cały ten czas, gdy najwyraźniej straciła kontakt z rzeczywistością, trzymał ją
mocno i pewnie, nie pozwalając na bliższe spotkanie z ziemią. Choć istniało
prawdopodobieństwo, że mogłaby nawet nie zwrócić na to uwagi. Dla niego nie
było nic dziwnego w tym, jak zareagował jej organizm. O mało co nie wpadła pod
samochód, a reakcje ludzi na takie nieprzewidziane wydarzenia są w końcu różne.
Jedni krzyczą, inni mdleją, jeszcze inni mają to kompletnie gdzieś i idą dalej.
A Catherine Ayars po prostu się wyłączyła. Christopher cierpliwie czekał, aż
wyrwie się z tego dziwnego letargu.
Brązowe
oczy przeskakiwały to z niego, to na ulice, gdzie jeszcze kilka minut wcześniej
jechała srebrna Honda, a następnie szybko zniknęła za zakrętem. Carraway
zaobserwował w sarnich oczach nastolatki różne emocje. Strach i niedowierzanie,
gdy patrzyła na drogę. Natomiast kiedy przenosiła wzrok na niego widział ulgę
i… zmieszanie?
Cath
odsunęła się nieznacznie, a jej blade policzki zabarwiły się na różowo, dodając
jej tym samym dziewczęcego uroku. Mężczyzna wypuścił ją ze swoich ramion
dopiero wtedy, gdy zyskał pewność, że brunetka będzie w stanie utrzymać się o
własnych siłach.
Choć
mieszkali obok siebie już od kilku lat, nigdy tak naprawdę nie mieli ze sobą do
czynienia. Pomijając dni kiedy to kiwali sobie głowami na powitanie, bo tak
nakazały zasady dobrego wychowania. Incydent, gdy młodsza Catherine podbiegła
do niego i się przedstawiła, także nie bardzo miał znaczenie. Christopher nawet
się w tamtej chwili nie odezwał, a dziewczynka została odciągnięta przez swoją
matkę i zabrana do domu.
-
Dziękuję – odezwała się w końcu, przez chwilę wpatrując się w jego policyjny
mundur, w który Carraway był ubrany.
Christopher
zauważył, że przez jej twarz przemknął dziwny grymas. Trwało to jednak zbyt
krótko, by mógł go rozszyfrować. Zdobyła się na lekki uśmiech, choć młody
policjant wyczuwał, że nie był on do końca szczery. Może i jej usta się
uśmiechały, ale oczy już nie. A czy nie mówi się, że to w oczach tkwi cała
prawda o człowieku?
-
Nie ma za co – odpowiedział, mierząc ją uważnym spojrzeniem. W następnej chwili
jego twarz się wypogodziła, a kąciki ust uniosły się lekko ku górze. – Choć na
przyszłość powinnaś bardziej uważać. Następnym razem może w pobliżu nie być
nikogo, kto cię uratuje.
Zmarszczyła
brwi i schowała dłonie do kieszeni czarnej kurtki, przenosząc ciężar ciała z
jednej nogi na drugą. Ten nie do końca szczery uśmiech zniknął z jej twarzy i
zacisnęła usta w cienką linię.
-
Zamyśliłam się.
Powędrowała
wzrokiem w stronę swojego domu, a ściągając brwi jeszcze bardziej. Budynek nie
wyglądał tak jak przed laty. Kiedyś kwitły tam piękne kwiaty, które zrywała gdy
była małą dziewczynką. Chris dokładnie pamiętał jak Catherine biegała po
ogródku. Nie sposób było nie słyszeć jej radosnych śmiechów, gdy bawiła się ze
swoim tatą. Albo pisków, gdy za wysoko unosiła się huśtawka. Jeśli pamięć go
nie zawodziła, to zaliczyła sporo wywrotek na rowerze. Czasami chwile popłakała
a innym razem wstawała i jechała dalej. Teraz w ogrodzie nie było kwiatów a
chwasty i zbyt długa trawa. Nie było też radosnej dziewczynki.
Christopher
wpatrywał się w jej prawy profil, przypominając sobie, jak chwile przed całym
tym incydentem dziewczyna wybiegła z domu. Bynajmniej nie wyglądała na
szczęśliwą. Dodatkowo trzymając ją w swoich ramionach widział zaczerwienione od
płaczu oczy. Nie zamierzał wyciągać pochopnych wniosków, a tym bardziej
wypytywać Catherine o to, co się wydarzyło. Po pierwsze: nie była to jego
sprawa. Po drugie: w zasadzie był dla niej zupełnie obcą osobą.
-
Zdarzyć może się każdemu, Catherine – zaczął spokojnie, zwracając na siebie
uwagę dziewczyny. – Tylko na przyszłość uważaj, gdzie się zamyślasz. Następnym
razem może się to gorzej skończyć.
-
Nikt nie kazał ci mnie ratować – odburknęła, krzyżując ramiona na piersiach,
jak na piętnastolatkę przystało.
-
Patrzenie jak młode dziewczyny wpadają pod samochód nie leży w mojej naturze. –
Pokręcił głową, a w jego błękitnych oczach pojawił się delikatny błysk
rozbawienia. – Jestem z tych, co te dziewczyny ratują.
Dziewczyna
uciekła wzrokiem, a jej blade policzki zalała mocniejsza fala szkarłatu.
Christopher nie wiedział czym były wywołane te rumieńce, ale przyznał sam przed
sobą, że do niej pasowały. Wyglądała jak… laleczka.
Porcelanowa
laleczka.
-
Muszę jechać do pracy. – Dlaczego się tłumaczył? – Uważaj na siebie.
W
odpowiedzi pokiwała głową, zaciskając równe zęby na pełnej wardze.
Christopher
przeszedł na drugą stronę ulicy, w przeciwieństwie do Catherine oglądając się
na boki. Otwierając drzwi swojego samochodu, obejrzał się przez ramię i ze
zdziwieniem zauważył, że dziewczyna idzie w jego stronę. Naturalnie nie uszło
jego uwagi to, jak kurczowo zaciska szczupłe palce, by po chwili je rozluźnić i
powtórzyć cały proces kilka razy. Czekał cierpliwie, opierając ramię o drzwi
auta.
Zatrzymała
się niecały metr od niego, opuszczając ręce wzdłuż szczupłego ciała.
-
Jedziesz do miasta, prawda? – zapytała, kiwając brodą w stronę czarnego
samochody. Gdy skinął głową na znak potwierdzenia, kontynuowała: – Mógłbyś mnie
podrzucić? Mam… coś do załatwienia.
Czy
mógłby odmówić?
-
Jasne. Wskakuj.
Uśmiechnął
się do niej, a ona odpowiedziała mu tym samym. Widział, jak jej ramiona
opadają, gdy opuściło ją napięcie. W tamtej chwili uznał za zabawne to, że się
denerwowała taką błahostką.
~*~
Siedział
wytrwale przy jej łóżku do samego rana, niczym wartownik. I choć chył zmęczony,
przez całą noc nie zmrużył nawet oka. A powód był jeden: strach. Bał się, że gdyby zasnął, kreska na elektrokardiografie
mogłaby zmienić się w linię ciągłą, obwieszczając tym samym zatrzymanie akcji
serca. Dla wielu mogłoby wydać się to głupie, ale kiełkowało w nim uczucie, że
może Catherine trwała w śpiączce, bo czekała. Oczekiwała na niego, by zdążył
się pożegnać.
Z
nadejściem poranka, to uczucie nadal w nim żyło.
Przez
noc emocje w nim jakby opadły. Oprócz strachu nie czuł nic. Ogarnęła go dziwna
pustka, jakby połknął silne proszki na uspokojenie. Miewał chwile dziwnego
letargu. Cała sytuacja w jednej chwili była bolesną rzeczywistością, natomiast
w innej wydawała się być bardzo realnym koszmarem. Może czuł wszystko w tak
dziwny sposób, bo spadło to na niego niczym grom z jasnego nieba?
Jeszcze
kilka dni wcześniej wszystko widział w inny sposób. Wyobrażał sobie, że wróci
do Seattle gdy dostanie przepustkę, czyli po trzech miesiącach pobytu na
szkoleniu. Oczyma wyobraźni widział Catherine na lotnisku, wśród innych ludzi.
Wierciłaby się, jak to miała w zwyczaju, gdy była niecierpliwa bądź
podekscytowana. Stawałaby na palcach i wyciągała szyję, bo zobaczyć go jak
najszybciej ponad głowami reszty oczekujących osób. Potem rzuciłaby się w jego
stronę biegiem, a on zgarnąłby ją w swoje ramiona. Ich wargi na pewno
złączyłyby się w tęsknym pocałunku i na pewno dziewczyna zaczęłaby płakać.
Czekała
na niego, gdy był setki kilometrów od domu. Teraz Christopher będzie czekał na
nią, choć jest tak blisko niego. A jednocześnie tak daleko.
Nie
studiował medycyny, dlatego też jego wiedza na temat śpiączki była bardzo
ograniczona. Wiedział tyle, ile dowiedział się z przeczytanych książek czy
obejrzanych filmów. Wybudzenie mogło nastąpić w każdej chwili, za kilka
tygodni, miesięcy czy lat. Podobno nic nie miało na to wpływu, tak samo jak
podobno chory słyszał wszystko, co do niego mówiono. Czy zatem Catherine
słyszała, że był przy niej? Czy słyszała jego zapewnienia, jak bardzo ją kocha
i będzie czekał? Opcji, że mogłaby się nie wybudzić nigdy, nawet nie brał pod
uwagę. Musiał wierzyć w tę kruchą dziewczynę i że jej siła będzie wystarczająca
by wygrać.
Od
pielęgniarki nie dowiedział się zbyt wiele, a Amandy nawet nie pytał, bo było
mu śpieszno by znaleźć się przy ukochanej dziewczynie. Nie był nawet pewien czy
pani Ayars udzieliłaby mu wszystkich i właściwych informacji. Alkohol może
nieco namieszać w głowie człowieka. Najrozsądniejszą decyzją wydawała się więc
rozmowa z lekarzem, który zajmował się przypadkiem jego dziewczyny. Może wtedy
cała sytuacja nabrałaby w jego oczach innych barw i kształtów. Niewykluczone,
że sprawa zdobyłaby kilka barw, podsycając iskierkę nadziei, która się w nim tliła.
Ewentualnie wszystko spowiłoby się w szarości, a ten płomyk całkiem by zgasł.
Przed
siódmą do drzwi do sali się otworzyły i usłyszał szybkie kroki, które szybko
ucichły. Uniósł zmęczone powieki i spojrzał na bardzo ładną kobietę, która
mierzyła go złowrogim spojrzeniem piwnych oczu. Christopher mimowolnie
pomyślał, że gdyby Cath była przytomna z jej ust usłyszałby coś w stylu:
-
Musi bardzo wcześnie wstawać by wyglądać o szóstej rano jakby urwała się z
wybiegu. – Bynajmniej w jej słowach nie byłoby nuty uszczypliwości czy
złośliwości.
Kobieta
była ubrana w biały uniform i miała na oko trzydzieści lat. Blond włosy
elegancko upięła, pozwalając by kilka kosmyków opadło luźno na jej twarz z
mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Makijaż, jakby spod ręki
profesjonalisty podkreślał tylko jej urodę. Według plakietki na piersi, miał do
czynienia z panią doktor Shannon Paige.
-
Co pan tu robi? – Ciszę przerwał jej ostry ton. – Godzina odwiedzin jeszcze się
nie zaczęła. Wezwę za chwilę ochronę.
Podniósł
się z krzesła, którego nóżki otarły się o podłogę, powodując cichy pisk.
Wyciągnął rękę w stronę blondynki, którą ujęła po chwili wahania, a jej ucisk
okazał się być mocny i pewny. Natomiast spojrzenie nie złagodniało ani odrobinę.
-
Nazywam się Christopher Carraway – przedstawił się, nie siląc się nawet na cień
uśmiechu. Po co wykazywać sztuczne emocje? – Jestem chłopakiem Catherine. Wiem, że
naruszyłem regulamin, ale dopiero wczoraj wróciłem ze szkolenia.
-
Pan Carraway – mruknęła marszcząc brwi i zabierała dłoń. – Pani Ayars
wspominała, że pan przyjedzie. Choć myślałam, że stanie się to o wiele
szybciej. – W jej głosie dało się wyczuć dziwną, stalową nutę.
Oskarżała
go? Jego twarz stężała, a błękitne oczy stały się zimne niczym lód. Sam czuł
się winny tego, że nie było go przy Catherine od początku. Ale to wcale nie
znaczyło, że obca kobieta miała prawo mu to wypominać. Jeśli była osoba, która
mogła go oskarżać, że nie było go aż miesiąc, to była nią sama Catherine, gdy już
się wybudzi.
-
Nie mam obowiązku się tłumaczyć, doktor Paige – powiedział chłodno. – Ale
wydaje mi się, że do pani obowiązków nie należy ocenianie ludzi, tylko ich
leczenie. – Zaczerpnął powoli powietrza. – Pani zajmuje się przypadkiem
Catherine?
-
Tak – odpowiedziała, zadzierając brodę do góry. – To ja jestem jej lekarzem
prowadzącym i ja ją przyjmowałam na oddział. Jednak jeśli jest pan chłopakiem
panny Ayars, nie mogę panu udzielać informacji. Przykro mi. – Pokręciła głową.
– I ma pan rację. Nie mnie oceniać. Przepraszam, panie Carraway.
Mężczyzna
odwrócił się w stronę łóżka i ujął drobną dłoń Cath, ściskając ją delikatnie.
Nadal jej palce pozostały nieruchome i nie odpowiedziały na jego dotyk. A
musiał przyznać, że za każdym razem jego serce na moment stawało w nadziei, że
może jednak… I za każdym razem przeżywał rozczarowanie.
-
Zostałem już dawno upoważniony do udzielania mi informacji. Takie dane na pewno
są w jej karcie. Może też pani zadzwonić do Amandy Ayars, ona potwierdzi moje
słowa. – Mówił, nie odrywając wzroku od spokojnej twarzy brunetki. – Wiem, że
jest w śpiączce jakiś miesiąc. – Bardzo powoli spojrzał na młodą panią doktor.
– Proszę mi powiedzieć co się stało.
Znów
zniknął pewny siebie mężczyzna. Teraz był zakochany chłopak, który cierpiał.
Jeśli chodziło o Catherine, nigdy nie potrafił ukrywać emocji. Również
spojrzenie Shannon Paige złagodniało, a jej ramiona nieco opadły.
-
Może przejdziemy w takim razie do mojego gabinetu? Tam mam kartę Catherine,
więc przy okazji sprawdzę czy faktycznie jest pan wpisany jako osoba
upoważniona. – Wskazała na drzwi i wyszła jako pierwsza.
Pochylił
się nad ciałem Cath i przycisnął usta do jej czoła, zaciskając mocno powieki.
Wyszeptał obietnicę, że niedługo do niej wróci i z ociąganiem opuścił salę.
Obejrzał się jeszcze raz stojąc w progu i bardzo cicho zamknął za sobą drzwi.
Przeczesał włosy jednym ruchem dłoni i ruszył za doktor Paige, która szła
szybkim, żwawym krokiem w stronę gabinetu. Na drzwiach była tabliczka z jej
imieniem oraz nazwiskiem. Białe litery i złote tło.
Pomieszczenie
było małe, a do tego całe białe. Białe ściany, białe płytki podłogowe, białe
biurko, fotel i regały. Przesadzona ilość bieli aż raziła w oczy. Akcentów
kolorystycznych dodawały segregatory na półkach, nieliczna ilość roślinności, a
także akcesoria biurowe.
-
Proszę usiąść. – Kobieta wskazała na krzesło naprzeciwko biurka, które pasowało
swą barwą do całej reszty.
Christopher
powoli zajął miejsce, patrząc jak doktor Paige siada w fotelu. Otworzyła
szufladę biurka kluczem i wyjęła z niej teczkę. O dziwo, nie była biała. Przez
chwilę przeglądała papiery, a ciszę przerywał jedynie szelest kartek.
Mężczyzna
czekał cierpliwie, choć czuł jak zmęczenie daje o sobie we znaki coraz
bardziej. Nie spał przez całą noc, a przed powrotem do Seattle wstał o piątek
rano by przebiec pięćdziesiąt kilometrów. Nie spał ponad dobę. Może półtorej.
Jego mózg był za bardzo zmęczony by przeliczyć różnicę czasową.
-
Faktycznie, mówił pan prawdę – odezwała się w końcu blondynka, kładąc otwartą
teczkę na blacie. Przeszyła go intensywnym spojrzeniem. – Co pan wie o
przypadku panny Ayars?
-
Tylko tyle, że śpiączka trwa około miesiąc i Catherine może się nie wybudzić –
odpowiedział, prostując się. – I że doszło do uszkodzenia mózgu na skutek
jakiegoś wypadku. Mam rację? – zapytał, czując rosnącą gulę w gardle.
-
Częściowego, tak. – Shannon skinęła głową na potwierdzenie słów, a on poczuł
jak jakaś jego część opuszcza jego ciało. – Ale czy się nie wybudzi, tego nie
wiemy. Ile pan wie o śpiączkach, panie Carraway? – Oparła ramiona na biurku,
pochylając się nad blatem.
-
Można powiedzieć, że nic – przyznał. – Nie ma żadnej metody by ją wybudzić?
Przecież medycyna się rozwija, do diabła.
-
Ma pan całkowitą rację, ale w tym przypadku nie możemy nic zrobić. Śpiączka
jest głębokim zaburzeniem świadomości i przytomności. Dochodzi do rozpadu
czuwania i wzbudzenia. Objawia się to brakiem reakcji na różne bodźce, nawet te
najsilniejsze, które mogłyby go wybudzić. Jedyne co możemy zrobić, to ją
rehabilitować.
-
Rehabilitować?
-
Chodzi o bodźcowanie wielozmysłowe. Aromaterapia, muzykoterapia, smakoterapia.
Chodzi głównie w aromaterapii o podtykanie pod nos pacjentowi zapachów
drażniących jak alkohol czy dobrze mu znanych. W smakoterapii natomiast chodzi
o stymulowanie smakami ostrymi, sok z cytryny czy grejpfruta. Ma to na celu
pojawienie się odruchu połykania u chorego. Jeśli pan będzie chciał, może sam
to robić. Oczywiście na początku pod okiem pielęgniarki.
Christopher
zauważył, że kobieta za każdym razem, gdy mówiła żwawo poruszała rękami. Jakby
gestykulacją chciała wszystko mu zobrazować.
-
Rozumiem. A jakie są szanse… na wybudzenie. Czy uszkodzenie mózgu nie zmniejsza
szans?
-
Można by tak sądzić, ale tak nie jest. – Po raz pierwszy jej usta wygięły się w
delikatny uśmiech. – Z doświadczenia wiadomo, że osoby po wypadkach, tak jak
pańska dziewczyna, mają większe szanse na wybudzenie się. Uszkodzona zostaje
tylko część mózgu, której funkcje zazwyczaj przejmuje zdrowa część kory mózgowej.
Oczywiście szanse na wybudzenie ze śpiączki zależą też od czasu jej trwania. Im
dłużej trwa, tym gorsze są rokowania. Najgorzej jest w przypadku podtopień,
zatruć, wylewów czy zachłyśnięć ponieważ w tych przypadkach dochodzi do
długotrwałego niedotlenienia mózgu.
Kobieta
oparła się o fotel, splatając dłonie, a wyprostowane i złożone palce wskazujące
przytknęła do ust.
-
Są pacjenci, u których dochodzi do śmierci mózgowej, czyli śpiączki
nieodwracalnej. Pańska dziewczyna natomiast przechodzi stan wegetatywny.
Normalnie oddycha, utrzymuje się prawidłowe ciśnienie krwi oraz czynności
serca. Niestety, śpiączka może trwać miesiące, a nawet lata czy dziesiątki lat.
Bardzo byśmy chcieli mieć na to wpływ, ale niestety… przykro mi. Szanse są
pięćdziesiąt na pięćdziesiąt procent.
-
A czy ona… mnie słyszy? – zapytał cicho, czując jak robi mu się zimno.
-
W pierwszej chwili szoku pourazowego osoba nie czuje, nie rozumie, a także nie
słyszy. Ale to tylko w pierwszej chwili, jak mówiłam. Już po kilkunastu godzinach
do chorego docierają impulsy dotykowe czy też słuchowe. Według badań
brytyjskich naukowców, aż połowa osób będących w śpiączce zachowuje świadomość,
nie ma tylko mocy sprawczej. Nie ma pewności, że po wszystkim będzie wszystko
pamiętać. Może mieć problemy z odróżnieniem rzeczywistości od snu. Jednakże
zalecam stymulacje głosowe czy dotykowe. Lecz nie można jej ani podszczypywać
czy poszturchiwać.
Sam
nie wiedział czy ta rozmowa jakkolwiek coś mu ubarwiła? Nie czuł, że ciężar na
jego sercu staje się lżejszy, a płomień nadziei wcale się nie podsycił. Musiał
uzbroić się w cierpliwość i przede wszystkim być. I to było najgorsze. Ta
bezczynność. Chciał zrobić najwięcej, chciał jej pomóc i ulżyć. A tymczasem nie
miał dużego pola do popisu. Jeszcze nigdy nie czuł się tak bezradny, jak w
tamtej chwili. Jego dziewczyna walczyła o życie, a on mógł tylko siedzieć i
czekać. Co ona takiego zrobiła, że musiała to przechodzić?
-
Czy tylko ona ucierpiała w wypadku? – zapytał w końcu i widział cień zdziwienia
przebiegający po twarzy blondynki. Zmarszczył brwi i stał się jeszcze bardziej
czujny. – O co chodzi?
- Myślałam, że pan to wie. Catherine została potrącona, a sprawca wypadku uciekł. I do tej pory go nie znaleziono.
- Myślałam, że pan to wie. Catherine została potrącona, a sprawca wypadku uciekł. I do tej pory go nie znaleziono.
Witam!
Zdaję sobie sprawę, że długi czas mnie tu nie było. Postaram się, aby taka sytuacja się nie powtórzyła, ale nic obiecać nie mogę. Oprócz braku weny w moim życiu coś... się zmieniło, że tak powiem i o tym też wspominałam pod poprzednim rozdziałem. Dlatego też, rozdział 4 dedykuję Justynie i Gabi, które przy mnie były w tamtym czasie. I które naprawdę mi pomogły. Po raz kolejny bardzo wam dziękuję!
No więc co? To tyle. Jak widać, do śpiączki się przygotowałam. Może by tak na medycynę poszedł?
Ściskam mocno!
Mrs.Cross
Jeeeeeest💗💗🌽
OdpowiedzUsuńCześć, Słońce. <3 Troszkę jestem spóźniona, ale już nadrabiam. Dziękuję ślicznie za dedykację, bardzo mocno. Uśmieszek na twarzy mam zapewniony do końca dnia dzięki Tobie. ;*
UsuńDalej twierdzę, że sposób w jaki piszesz jest nietypowy. Nigdy nie spotkałam się z żadną książką, która byłaby napisana w ten sposób. Jedynie wspomnienia opisywane, ale nie w sposób w jaki ty to robisz. Oryginalne, pomysłowe i co najważniejsze ciekawe. Kawałek po kawałku odsłaniasz nam przeszłość Catherine i Christophera, a to zdecydowanie ciekawsze niż dostać wszystko na talerzu. Mężczyzny jest mi nadal szkoda i zawsze jak czytam to mam ochotę go przytulić do siebie mocno i nie puszczać, ale pewnie to już pisałam wcześniej. Ale ja to ja, lubię się powtarzać. :p
Lekarki Catherine już nie lubię i coś czuję, że wcale nie obdarzę jej specjalnie gorącymi uczuciami. Ale no nie każdego trzeba lubić. Mam też wrażenie, że Christopher będzie prowadził śledztwo na własną rękę w sprawie wypadku dziewczyny, a nie powiem, aby mnie to dziwiło. Chyba nawet tego po nim oczekuję, ale no zobaczymy co takiego tam wymyśliłaś. :3
Rozdział wyszedł Ci świetny, a ja się cieszę, że mogłam przeczytać sporą jego część w trakcie tworzenia się. Naprawdę fajnie mieć takie "spoilery" czasami. c: Nie przedłużając życzę weny, bo wiadomo, że ta bywa kapryśna. No i co jeszcze... Ach, tak! Zapieprzaj mi przed komputer pisać piąteczkę. <3
Ściskam mooocno,
Gabi. <3
Taaak, przygotowałaś się bardzo ładnie ^^ Podziwiam :) Ciekawe co wykimbinują żeby ją obudzić XD perfumiki ukochanego? ;D
OdpowiedzUsuńOgólnie ten wypadek to powtórka z rozrywki, tylko tym razem nie miał kto uratować Cath... Ładnie to połączyłaś w tym rozdziale.
Dalej jestem bardzo ciekawa, co z tym jej ojcem. Hmm xD
Pani doktor jakas dziwna xD ale Chris sobie z nią poradził ^^
Dobra kończę bo mi się literki mylą, tak jestem zmęczoa :/
Weni :* rozdział super ale faktycznie krótki :( mam nadzieje z me
Buziol od Pauliny ^^
*mam nadzieje, że next bd troszku dłuższy :D
UsuńPS. Zmęczona byłam xD
Hej leniuchu :) tak jak obiecałam, zabieram się w końcu za pisanie komentarza bo przyznam, że zaniedbałam to ostatnio i dwa rozdziały dalej masz nie skomentowane przeze mnie. Dlatego od razu napiszę tutaj, że były naprawdę cudowne. Wspominałam Ci już, że uwielbiam jak opisujesz dzieciństwo swoich bohaterów?
OdpowiedzUsuńI tak jak uwielbiam opis dzieciństwa Catherine, tak dzieciństwo Christopera jest dla mnie czymś naprawdę cudownym. Nie tyle co sam jego przebieg, a jego uczucia i przemyślenia opisane przez Ciebie. Robisz to po mistrzowsku, tyle w tym temacie.
Nie potrafię tego wyjaśnić, ale wizja smutnego i zamyślonego Chrisa, to po prostu coś pięknego dla mnie.
Co do rozdziału 4 ^^ to jestem zachwycona. Uwielbiam takie smutne przemyślenia (bo dla mnie były one smutne). Kocham to, jak Chris szaleje za Cath. To chyba jeszcze lepszy paring, niż delena xd
Ogólnie to mam nadzieję, że Catherine szybko wybudzi się z tej śpiączki. A jeżeli nie tak szybko, jak bym tego chciała, to daj chociaż więcej "retrospekcji" z ich życia. No wiesz ^^ randki i tak dalej xd wiadomo o co chodzi :D
Zastanawiam się jednak, czy tylko ja zrozumiałam końcówkę jako to:
" Myślałam, że pan to wie (że było dziecko ^^). Catherine została potrącona, a sprawca wypadku uciekł(no musiało być w takim razie zaplanowane!). I do tej pory go nie znaleziono(coś jest na rzeczy. To ewidentnie będzie miało wpływ na dalsze rozdziały. Czuje to)"
Albo mam za dużą wyobraźnię, albo zaczynam się domyślać wszystkiego po kolei. Bo nie zdradziłaś mi wszystkiego :( i nie wiem, czego mam się spodziewać w następnym rozdziale ;-;
No ale nic. Mam nadzieję, że szybko dodasz rozdział. A jak nie, to dam Ci zakaz na paznokcie i będziesz siedziała, i pisała :D
W takim razie ja kończę, surykatko :*
PS. Dalej przeżywam to, że zmieniłaś zdjęcia na gify xd
#Aleksandre
dalej się zastanawiam co się takiego stało, że Catherine wtedy uciekła z domu. Może to miało jakiś związek z jej ojcem.
OdpowiedzUsuńA więc niestety sprawdziło się to, co Chris jej powiedział po pierwszym potrąceniu, bo teraz nikt jej nie uratował. Ciekawe jak do tego wypadku doszło.
Sprawcy nie znaleziono, czyli Chris jako policjant będzie go próbował odnaleźć? Chyba, że do tej sprawy go nie dopuszczą.
No i ciekawe w jaki sposób będą próbować wybudzić Catherine ze śpiączki.
Czekam na kolejny rozdział.
Witam serdecznie.
OdpowiedzUsuńChociaż głównie poruszam się po świecie HP lubię również wszelakiego rodzaju różnorodność.
Dlatego ciekawość sprawiła że weszłam na Twojego bloga zwłaszcza iż dopiero widze rozdział 4 więc historia dopiero zaczyna swój bieg.
Jedyny minus jaki widzę to krótkość rozdziału.
Zdecydowanie za mało zwłaszcza, że przeczytałam go jednym tchem.
Od dawna nie czytałam nic tak ciekawego.
Zaintrygowała mnie postać Catherine.
Dziewczyna ma wiele tajemnic w sobie i nie łatwą przeszłość za sobą.
Widzę również kryminalną nutkę w tym opowiadaniu.
Tajemnice, sekrety to jest coś co lubię.
Drugim dużym plusem jest Chris.
Przystojny pan policjant z powołaniem.
Przynajmniej na początek go tak określam.
Nie chcę powtarzać tego co poprzedni czytelnicy dlatego już teraz powiem że kawałek dobrej literackiej opowieści.
Takie historie czyta się z wypiekami na twarzy i sa prawdziwą rzadkością w blogowym świecie.
Pozostaje mi życzyć weny i z pewnością tu jeszcze wpadnę.
Zwłaszcza, że jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy Cath po tym wszystkim.
[www.pokochac-lotra.blogspot.com]
Cóż... zbierałam się i zbierałam do przeczytania i udało mi się zacząć jakieś pół godziny temu. To jest po prostu piękne. Naprawdę...
OdpowiedzUsuńCóż, komentarz może nie jest jakoś bardzo konstruktywny, ale cóż... Dzisiaj mi nie idzie. Ale nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :*
Pozdrawiam,
Aga
I dotarłam w końcu tutaj – z opóźnieniem, ale cóż… Swoją drogą, dopiero teraz uświadomiłam sobie, że od dawna nie było rozdziału ;____; Chyba powinnam coś z tym zrobić i trochę Cię podręczyć, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że nie ma nic gorszego od pisania na siłę. Czasami lepiej poczekać miesiąc, dwa – ile będzie trzeba – a potem na spokojnie napisać coś, co usatysfakcjonuje nie tyle nas, co przede wszystkim Ciebie.
OdpowiedzUsuńI znów dziękuję. Za każdym razem o mnie wspominasz, a ja co? x.x Ech, jesteś dla mnie za dobra =P
Bardzo podobają mi się retrospekcje, którymi przeplatasz poszczególne wydarzenia. Budujesz historię bohaterów, a to ważne – podejrzewam, że już to pisałam, ale będę powtarzać, bo tak naprawdę tak uważam. Pokazujesz relacje Chrisa i Cath – to, że znali się od lat i że stopniowo budowali swoje relacje. To nie była wielka miłość od pierwszego wejrzenia, ale stopniowe zadurzanie się w sobie, oswajanie ze swoją obecnością, budowanie bliskości… Tak powinno być. A miłość, która powstała z przyjaźni, ma bardzo wielkie szanse na przetrwanie, bo jest szczera i oparta na zaufaniu.
Lekarka mnie drażni, tym bardziej, że jest dokładnie tak, jak powiedział jej Chris – nie powinna oceniać. Nikt jej za to nie płaci i chociaż czasami zainteresowanie dobrej pacjenta jest słuszne (gdyby podejrzewała, że Catherine doświadcza przemocy domowej albo coś takiego), ale w tym wypadku… Nie zna go. Nie jej oceniać, dlaczego nie pojawił się wcześniej, tym bardziej, że sam Chris ma o to do siebie pretensje.
Pamiętam jak wiele razy wspominałaś mi o notatkach, czytałaś o śpiączce i przygotowywałaś się do tego rozdziału. I wierz mi, że ostateczny efekt jest świetny – wyszło naturalnie, a przy tym wystarczająco jasno, bo nawet laik zrozumiał to, co się dzieje. Medyczne terminy zwykle są trudne, ale sądzę, że tutaj taka rozmowa była wskazana; wyszła naturalnie, a przynajmniej tak sądzę, bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Przygotowywałaś się długo i opłaciło się – tego jednego możesz być pewna :3
Teraz czekam na więcej. Weny, kochana! Wiesz, że zawsze życzę Ci jak najlepiej ^-^
Nessa.