23 września 2016

Rozdział 4

- Catherine? Catherine?
Nastolatka przez kilka długich minut trwała w kompletnym bezruchu, nie reagując na jego słowa, gdy wypowiadał jej imię. Jedyną oznaką tego, że żyła było unoszenie się i opadanie klatki piersiowej. Gdy nagle drgnęła w jego ramionach i zamrugała kilkakrotnie – przez cały ten czas wlepiając w niego spojrzenie przestraszonych, sarnich oczu – odetchnął w duchu z ulgą. Szczerze mówiąc zaczynał się już niepokoić i rozważał wezwanie pogotowia.
Przez cały ten czas, gdy najwyraźniej straciła kontakt z rzeczywistością, trzymał ją mocno i pewnie, nie pozwalając na bliższe spotkanie z ziemią. Choć istniało prawdopodobieństwo, że mogłaby nawet nie zwrócić na to uwagi. Dla niego nie było nic dziwnego w tym, jak zareagował jej organizm. O mało co nie wpadła pod samochód, a reakcje ludzi na takie nieprzewidziane wydarzenia są w końcu różne. Jedni krzyczą, inni mdleją, jeszcze inni mają to kompletnie gdzieś i idą dalej. A Catherine Ayars po prostu się wyłączyła. Christopher cierpliwie czekał, aż wyrwie się z tego dziwnego letargu.
Brązowe oczy przeskakiwały to z niego, to na ulice, gdzie jeszcze kilka minut wcześniej jechała srebrna Honda, a następnie szybko zniknęła za zakrętem. Carraway zaobserwował w sarnich oczach nastolatki różne emocje. Strach i niedowierzanie, gdy patrzyła na drogę. Natomiast kiedy przenosiła wzrok na niego widział ulgę i… zmieszanie?
Cath odsunęła się nieznacznie, a jej blade policzki zabarwiły się na różowo, dodając jej tym samym dziewczęcego uroku. Mężczyzna wypuścił ją ze swoich ramion dopiero wtedy, gdy zyskał pewność, że brunetka będzie w stanie utrzymać się o własnych siłach.
Choć mieszkali obok siebie już od kilku lat, nigdy tak naprawdę nie mieli ze sobą do czynienia. Pomijając dni kiedy to kiwali sobie głowami na powitanie, bo tak nakazały zasady dobrego wychowania. Incydent, gdy młodsza Catherine podbiegła do niego i się przedstawiła, także nie bardzo miał znaczenie. Christopher nawet się w tamtej chwili nie odezwał, a dziewczynka została odciągnięta przez swoją matkę i zabrana do domu.
- Dziękuję – odezwała się w końcu, przez chwilę wpatrując się w jego policyjny mundur, w który Carraway był ubrany.
Christopher zauważył, że przez jej twarz przemknął dziwny grymas. Trwało to jednak zbyt krótko, by mógł go rozszyfrować. Zdobyła się na lekki uśmiech, choć młody policjant wyczuwał, że nie był on do końca szczery. Może i jej usta się uśmiechały, ale oczy już nie. A czy nie mówi się, że to w oczach tkwi cała prawda o człowieku?
- Nie ma za co – odpowiedział, mierząc ją uważnym spojrzeniem. W następnej chwili jego twarz się wypogodziła, a kąciki ust uniosły się lekko ku górze. – Choć na przyszłość powinnaś bardziej uważać. Następnym razem może w pobliżu nie być nikogo, kto cię uratuje.
Zmarszczyła brwi i schowała dłonie do kieszeni czarnej kurtki, przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Ten nie do końca szczery uśmiech zniknął z jej twarzy i zacisnęła usta w cienką linię.
- Zamyśliłam się.
Powędrowała wzrokiem w stronę swojego domu, a ściągając brwi jeszcze bardziej. Budynek nie wyglądał tak jak przed laty. Kiedyś kwitły tam piękne kwiaty, które zrywała gdy była małą dziewczynką. Chris dokładnie pamiętał jak Catherine biegała po ogródku. Nie sposób było nie słyszeć jej radosnych śmiechów, gdy bawiła się ze swoim tatą. Albo pisków, gdy za wysoko unosiła się huśtawka. Jeśli pamięć go nie zawodziła, to zaliczyła sporo wywrotek na rowerze. Czasami chwile popłakała a innym razem wstawała i jechała dalej. Teraz w ogrodzie nie było kwiatów a chwasty i zbyt długa trawa. Nie było też radosnej dziewczynki.
Christopher wpatrywał się w jej prawy profil, przypominając sobie, jak chwile przed całym tym incydentem dziewczyna wybiegła z domu. Bynajmniej nie wyglądała na szczęśliwą. Dodatkowo trzymając ją w swoich ramionach widział zaczerwienione od płaczu oczy. Nie zamierzał wyciągać pochopnych wniosków, a tym bardziej wypytywać Catherine o to, co się wydarzyło. Po pierwsze: nie była to jego sprawa. Po drugie: w zasadzie był dla niej zupełnie obcą osobą.
- Zdarzyć może się każdemu, Catherine – zaczął spokojnie, zwracając na siebie uwagę dziewczyny. – Tylko na przyszłość uważaj, gdzie się zamyślasz. Następnym razem może się to gorzej skończyć.
- Nikt nie kazał ci mnie ratować – odburknęła, krzyżując ramiona na piersiach, jak na piętnastolatkę przystało.
- Patrzenie jak młode dziewczyny wpadają pod samochód nie leży w mojej naturze. – Pokręcił głową, a w jego błękitnych oczach pojawił się delikatny błysk rozbawienia. – Jestem z tych, co te dziewczyny ratują.
Dziewczyna uciekła wzrokiem, a jej blade policzki zalała mocniejsza fala szkarłatu. Christopher nie wiedział czym były wywołane te rumieńce, ale przyznał sam przed sobą, że do niej pasowały. Wyglądała jak… laleczka.
Porcelanowa laleczka.
- Muszę jechać do pracy. – Dlaczego się tłumaczył? – Uważaj na siebie.
W odpowiedzi pokiwała głową, zaciskając równe zęby na pełnej wardze.
Christopher przeszedł na drugą stronę ulicy, w przeciwieństwie do Catherine oglądając się na boki. Otwierając drzwi swojego samochodu, obejrzał się przez ramię i ze zdziwieniem zauważył, że dziewczyna idzie w jego stronę. Naturalnie nie uszło jego uwagi to, jak kurczowo zaciska szczupłe palce, by po chwili je rozluźnić i powtórzyć cały proces kilka razy. Czekał cierpliwie, opierając ramię o drzwi auta.
Zatrzymała się niecały metr od niego, opuszczając ręce wzdłuż szczupłego ciała.
- Jedziesz do miasta, prawda? – zapytała, kiwając brodą w stronę czarnego samochody. Gdy skinął głową na znak potwierdzenia, kontynuowała: – Mógłbyś mnie podrzucić? Mam… coś do załatwienia.
Czy mógłby odmówić?
- Jasne. Wskakuj.
Uśmiechnął się do niej, a ona odpowiedziała mu tym samym. Widział, jak jej ramiona opadają, gdy opuściło ją napięcie. W tamtej chwili uznał za zabawne to, że się denerwowała taką błahostką.
~*~
Siedział wytrwale przy jej łóżku do samego rana, niczym wartownik. I choć chył zmęczony, przez całą noc nie zmrużył nawet oka. A powód był jeden: strach. Bał się, że gdyby zasnął, kreska na elektrokardiografie mogłaby zmienić się w linię ciągłą, obwieszczając tym samym zatrzymanie akcji serca. Dla wielu mogłoby wydać się to głupie, ale kiełkowało w nim uczucie, że może Catherine trwała w śpiączce, bo czekała. Oczekiwała na niego, by zdążył się pożegnać.
Z nadejściem poranka, to uczucie nadal w nim żyło.
Przez noc emocje w nim jakby opadły. Oprócz strachu nie czuł nic. Ogarnęła go dziwna pustka, jakby połknął silne proszki na uspokojenie. Miewał chwile dziwnego letargu. Cała sytuacja w jednej chwili była bolesną rzeczywistością, natomiast w innej wydawała się być bardzo realnym koszmarem. Może czuł wszystko w tak dziwny sposób, bo spadło to na niego niczym grom z jasnego nieba?
Jeszcze kilka dni wcześniej wszystko widział w inny sposób. Wyobrażał sobie, że wróci do Seattle gdy dostanie przepustkę, czyli po trzech miesiącach pobytu na szkoleniu. Oczyma wyobraźni widział Catherine na lotnisku, wśród innych ludzi. Wierciłaby się, jak to miała w zwyczaju, gdy była niecierpliwa bądź podekscytowana. Stawałaby na palcach i wyciągała szyję, bo zobaczyć go jak najszybciej ponad głowami reszty oczekujących osób. Potem rzuciłaby się w jego stronę biegiem, a on zgarnąłby ją w swoje ramiona. Ich wargi na pewno złączyłyby się w tęsknym pocałunku i na pewno dziewczyna zaczęłaby płakać.
Czekała na niego, gdy był setki kilometrów od domu. Teraz Christopher będzie czekał na nią, choć jest tak blisko niego. A jednocześnie tak daleko.
Nie studiował medycyny, dlatego też jego wiedza na temat śpiączki była bardzo ograniczona. Wiedział tyle, ile dowiedział się z przeczytanych książek czy obejrzanych filmów. Wybudzenie mogło nastąpić w każdej chwili, za kilka tygodni, miesięcy czy lat. Podobno nic nie miało na to wpływu, tak samo jak podobno chory słyszał wszystko, co do niego mówiono. Czy zatem Catherine słyszała, że był przy niej? Czy słyszała jego zapewnienia, jak bardzo ją kocha i będzie czekał? Opcji, że mogłaby się nie wybudzić nigdy, nawet nie brał pod uwagę. Musiał wierzyć w tę kruchą dziewczynę i że jej siła będzie wystarczająca by wygrać.
Od pielęgniarki nie dowiedział się zbyt wiele, a Amandy nawet nie pytał, bo było mu śpieszno by znaleźć się przy ukochanej dziewczynie. Nie był nawet pewien czy pani Ayars udzieliłaby mu wszystkich i właściwych informacji. Alkohol może nieco namieszać w głowie człowieka. Najrozsądniejszą decyzją wydawała się więc rozmowa z lekarzem, który zajmował się przypadkiem jego dziewczyny. Może wtedy cała sytuacja nabrałaby w jego oczach innych barw i kształtów. Niewykluczone, że sprawa zdobyłaby kilka barw, podsycając iskierkę nadziei, która się w nim tliła. Ewentualnie wszystko spowiłoby się w szarości, a ten płomyk całkiem by zgasł.
Przed siódmą do drzwi do sali się otworzyły i usłyszał szybkie kroki, które szybko ucichły. Uniósł zmęczone powieki i spojrzał na bardzo ładną kobietę, która mierzyła go złowrogim spojrzeniem piwnych oczu. Christopher mimowolnie pomyślał, że gdyby Cath była przytomna z jej ust usłyszałby coś w stylu:
- Musi bardzo wcześnie wstawać by wyglądać o szóstej rano jakby urwała się z wybiegu. – Bynajmniej w jej słowach nie byłoby nuty uszczypliwości czy złośliwości.
Kobieta była ubrana w biały uniform i miała na oko trzydzieści lat. Blond włosy elegancko upięła, pozwalając by kilka kosmyków opadło luźno na jej twarz z mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Makijaż, jakby spod ręki profesjonalisty podkreślał tylko jej urodę. Według plakietki na piersi, miał do czynienia z panią doktor Shannon Paige.
- Co pan tu robi? – Ciszę przerwał jej ostry ton. – Godzina odwiedzin jeszcze się nie zaczęła. Wezwę za chwilę ochronę.
Podniósł się z krzesła, którego nóżki otarły się o podłogę, powodując cichy pisk. Wyciągnął rękę w stronę blondynki, którą ujęła po chwili wahania, a jej ucisk okazał się być mocny i pewny. Natomiast spojrzenie nie złagodniało ani odrobinę.
- Nazywam się Christopher Carraway – przedstawił się, nie siląc się nawet na cień uśmiechu. Po co wykazywać sztuczne emocje? –  Jestem chłopakiem Catherine. Wiem, że naruszyłem regulamin, ale dopiero wczoraj wróciłem ze szkolenia.
- Pan Carraway – mruknęła marszcząc brwi i zabierała dłoń. – Pani Ayars wspominała, że pan przyjedzie. Choć myślałam, że stanie się to o wiele szybciej. – W jej głosie dało się wyczuć dziwną, stalową nutę.
Oskarżała go? Jego twarz stężała, a błękitne oczy stały się zimne niczym lód. Sam czuł się winny tego, że nie było go przy Catherine od początku. Ale to wcale nie znaczyło, że obca kobieta miała prawo mu to wypominać. Jeśli była osoba, która mogła go oskarżać, że nie było go aż miesiąc, to była nią sama Catherine, gdy już się wybudzi.
- Nie mam obowiązku się tłumaczyć, doktor Paige – powiedział chłodno. – Ale wydaje mi się, że do pani obowiązków nie należy ocenianie ludzi, tylko ich leczenie. – Zaczerpnął powoli powietrza. – Pani zajmuje się przypadkiem Catherine?
- Tak – odpowiedziała, zadzierając brodę do góry. – To ja jestem jej lekarzem prowadzącym i ja ją przyjmowałam na oddział. Jednak jeśli jest pan chłopakiem panny Ayars, nie mogę panu udzielać informacji. Przykro mi. – Pokręciła głową. – I ma pan rację. Nie mnie oceniać. Przepraszam, panie Carraway.
Mężczyzna odwrócił się w stronę łóżka i ujął drobną dłoń Cath, ściskając ją delikatnie. Nadal jej palce pozostały nieruchome i nie odpowiedziały na jego dotyk. A musiał przyznać, że za każdym razem jego serce na moment stawało w nadziei, że może jednak… I za każdym razem przeżywał rozczarowanie.
- Zostałem już dawno upoważniony do udzielania mi informacji. Takie dane na pewno są w jej karcie. Może też pani zadzwonić do Amandy Ayars, ona potwierdzi moje słowa. – Mówił, nie odrywając wzroku od spokojnej twarzy brunetki. – Wiem, że jest w śpiączce jakiś miesiąc. – Bardzo powoli spojrzał na młodą panią doktor. – Proszę mi powiedzieć co się stało.
Znów zniknął pewny siebie mężczyzna. Teraz był zakochany chłopak, który cierpiał. Jeśli chodziło o Catherine, nigdy nie potrafił ukrywać emocji. Również spojrzenie Shannon Paige złagodniało, a jej ramiona nieco opadły.
- Może przejdziemy w takim razie do mojego gabinetu? Tam mam kartę Catherine, więc przy okazji sprawdzę czy faktycznie jest pan wpisany jako osoba upoważniona. – Wskazała na drzwi i wyszła jako pierwsza.
Pochylił się nad ciałem Cath i przycisnął usta do jej czoła, zaciskając mocno powieki. Wyszeptał obietnicę, że niedługo do niej wróci i z ociąganiem opuścił salę. Obejrzał się jeszcze raz stojąc w progu i bardzo cicho zamknął za sobą drzwi. Przeczesał włosy jednym ruchem dłoni i ruszył za doktor Paige, która szła szybkim, żwawym krokiem w stronę gabinetu. Na drzwiach była tabliczka z jej imieniem oraz nazwiskiem. Białe litery i złote tło.
Pomieszczenie było małe, a do tego całe białe. Białe ściany, białe płytki podłogowe, białe biurko, fotel i regały. Przesadzona ilość bieli aż raziła w oczy. Akcentów kolorystycznych dodawały segregatory na półkach, nieliczna ilość roślinności, a także akcesoria biurowe.
- Proszę usiąść. – Kobieta wskazała na krzesło naprzeciwko biurka, które pasowało swą barwą do całej reszty.
Christopher powoli zajął miejsce, patrząc jak doktor Paige siada w fotelu. Otworzyła szufladę biurka kluczem i wyjęła z niej teczkę. O dziwo, nie była biała. Przez chwilę przeglądała papiery, a ciszę przerywał jedynie szelest kartek.
Mężczyzna czekał cierpliwie, choć czuł jak zmęczenie daje o sobie we znaki coraz bardziej. Nie spał przez całą noc, a przed powrotem do Seattle wstał o piątek rano by przebiec pięćdziesiąt kilometrów. Nie spał ponad dobę. Może półtorej. Jego mózg był za bardzo zmęczony by przeliczyć różnicę czasową.
- Faktycznie, mówił pan prawdę – odezwała się w końcu blondynka, kładąc otwartą teczkę na blacie. Przeszyła go intensywnym spojrzeniem. – Co pan wie o przypadku panny Ayars?
- Tylko tyle, że śpiączka trwa około miesiąc i Catherine może się nie wybudzić – odpowiedział, prostując się. – I że doszło do uszkodzenia mózgu na skutek jakiegoś wypadku. Mam rację? – zapytał, czując rosnącą gulę w gardle.
- Częściowego, tak. – Shannon skinęła głową na potwierdzenie słów, a on poczuł jak jakaś jego część opuszcza jego ciało. – Ale czy się nie wybudzi, tego nie wiemy. Ile pan wie o śpiączkach, panie Carraway? – Oparła ramiona na biurku, pochylając się nad blatem.
- Można powiedzieć, że nic – przyznał. – Nie ma żadnej metody by ją wybudzić? Przecież medycyna się rozwija, do diabła.
- Ma pan całkowitą rację, ale w tym przypadku nie możemy nic zrobić. Śpiączka jest głębokim zaburzeniem świadomości i przytomności. Dochodzi do rozpadu czuwania i wzbudzenia. Objawia się to brakiem reakcji na różne bodźce, nawet te najsilniejsze, które mogłyby go wybudzić. Jedyne co możemy zrobić, to ją rehabilitować.
- Rehabilitować?
- Chodzi o bodźcowanie wielozmysłowe. Aromaterapia, muzykoterapia, smakoterapia. Chodzi głównie w aromaterapii o podtykanie pod nos pacjentowi zapachów drażniących jak alkohol czy dobrze mu znanych. W smakoterapii natomiast chodzi o stymulowanie smakami ostrymi, sok z cytryny czy grejpfruta. Ma to na celu pojawienie się odruchu połykania u chorego. Jeśli pan będzie chciał, może sam to robić. Oczywiście na początku pod okiem pielęgniarki.
Christopher zauważył, że kobieta za każdym razem, gdy mówiła żwawo poruszała rękami. Jakby gestykulacją chciała wszystko mu zobrazować.
- Rozumiem. A jakie są szanse… na wybudzenie. Czy uszkodzenie mózgu nie zmniejsza szans?
- Można by tak sądzić, ale tak nie jest. – Po raz pierwszy jej usta wygięły się w delikatny uśmiech. – Z doświadczenia wiadomo, że osoby po wypadkach, tak jak pańska dziewczyna, mają większe szanse na wybudzenie się. Uszkodzona zostaje tylko część mózgu, której funkcje zazwyczaj przejmuje zdrowa część kory mózgowej. Oczywiście szanse na wybudzenie ze śpiączki zależą też od czasu jej trwania. Im dłużej trwa, tym gorsze są rokowania. Najgorzej jest w przypadku podtopień, zatruć, wylewów czy zachłyśnięć ponieważ w tych przypadkach dochodzi do długotrwałego niedotlenienia mózgu.
Kobieta oparła się o fotel, splatając dłonie, a wyprostowane i złożone palce wskazujące przytknęła do ust.
- Są pacjenci, u których dochodzi do śmierci mózgowej, czyli śpiączki nieodwracalnej. Pańska dziewczyna natomiast przechodzi stan wegetatywny. Normalnie oddycha, utrzymuje się prawidłowe ciśnienie krwi oraz czynności serca. Niestety, śpiączka może trwać miesiące, a nawet lata czy dziesiątki lat. Bardzo byśmy chcieli mieć na to wpływ, ale niestety… przykro mi. Szanse są pięćdziesiąt na pięćdziesiąt procent.
- A czy ona… mnie słyszy? – zapytał cicho, czując jak robi mu się zimno.
- W pierwszej chwili szoku pourazowego osoba nie czuje, nie rozumie, a także nie słyszy. Ale to tylko w pierwszej chwili, jak mówiłam. Już po kilkunastu godzinach do chorego docierają impulsy dotykowe czy też słuchowe. Według badań brytyjskich naukowców, aż połowa osób będących w śpiączce zachowuje świadomość, nie ma tylko mocy sprawczej. Nie ma pewności, że po wszystkim będzie wszystko pamiętać. Może mieć problemy z odróżnieniem rzeczywistości od snu. Jednakże zalecam stymulacje głosowe czy dotykowe. Lecz nie można jej ani podszczypywać czy poszturchiwać.
Sam nie wiedział czy ta rozmowa jakkolwiek coś mu ubarwiła? Nie czuł, że ciężar na jego sercu staje się lżejszy, a płomień nadziei wcale się nie podsycił. Musiał uzbroić się w cierpliwość i przede wszystkim być. I to było najgorsze. Ta bezczynność. Chciał zrobić najwięcej, chciał jej pomóc i ulżyć. A tymczasem nie miał dużego pola do popisu. Jeszcze nigdy nie czuł się tak bezradny, jak w tamtej chwili. Jego dziewczyna walczyła o życie, a on mógł tylko siedzieć i czekać. Co ona takiego zrobiła, że musiała to przechodzić?
- Czy tylko ona ucierpiała w wypadku? – zapytał w końcu i widział cień zdziwienia przebiegający po twarzy blondynki. Zmarszczył brwi i stał się jeszcze bardziej czujny. – O co chodzi?
- Myślałam, że pan to wie. Catherine została potrącona, a sprawca wypadku uciekł. I do tej pory go nie znaleziono.


Witam!
Zdaję sobie sprawę, że długi czas mnie tu nie było. Postaram się, aby taka sytuacja się nie powtórzyła, ale nic obiecać nie mogę. Oprócz braku weny w moim życiu coś... się zmieniło, że tak powiem i o tym też wspominałam pod poprzednim rozdziałem. Dlatego też, rozdział 4 dedykuję Justynie i Gabi, które przy mnie były w tamtym czasie. I które naprawdę mi pomogły. Po raz kolejny bardzo wam dziękuję!
No więc co? To tyle. Jak widać, do śpiączki się przygotowałam. Może by tak na medycynę poszedł?

Ściskam mocno!
Mrs.Cross

Obserwatorzy