12 lipca 2016

Rozdział 1

Seattle, rok 2003.

Niepewnym krokiem przeszedł przez podwórze i podszedł do własnoręcznie robionej huśtawki. Cztery sznurki i gruba deska, lekko nadgryziona zębem czasu, a także przez korniki. Po latach była zbyt wysoko by ktoś jego wzrostu mógł na niej usiąść bez pomocy. Gałąź, do której przymocowane były drugie końce mocnych lin, wyglądała na solidną. Minęło tyle czasu, że stare sznury po prostu wrosły się w konar. Istniało prawdopodobieństwo, że pod większym ciężarem pękną i ktoś zrobiłby sobie krzywdę.
Jak na tę porę roku, pogoda była zadowalająca. Promienie słoneczne przyjemnie ogrzewały skórę, a niebo ozdabiały białe chmury. Swoim wyglądem przywodziły na myśl watę cukrową. Jedyne co można było uznać za negatywne, to lekkie podmuchy wiosennego wiatru, rozwiewające włosy i tworząc przeróżne fryzury, z którymi człowiek musiał się później męczyć.
Christopher przesunął palcami po jednym z czterech sznurków, wpatrując się w konstrukcję z nieufnością i po chwili usiadł pod wielkim dębem, obejmując kolana drobnymi ramionami.
Nie podobał mu się nowy dom. Choć dawniej na pewno niejedna osoba zazdrościła właścicielowi tej posiadłości, tak teraz nikt nie chciałby postawić tam nogi. Christopher nie rozumiał, dlaczego jego ojciec zdecydował się na ten dom, mając inne – i zdecydowanie lepsze – oferty. To był jeden z tych domów, którymi straszy się małe dzieci, gdy nie są posłuszne rodzicom. Był piętrowy i drewniany, a do tego sprawiał wrażenie jakby miał się zaraz rozpaść. Drewniana elewacja nadawała się jedynie do wymiany, biała farba odchodziła jak płaty łupieżu, okna były brudne, chociaż w zasadzie było ich niewiele. Miejscami zamiast szyb, znajdowały się deski. Kiedyś może i zasłaniały okna w całości, ale teraz się pokurczyły i pojawiały się dziury, przez które dało się zajrzeć do środka, a ktoś szczupły mógłby bez problemu wcisnąć tam rękę. Dom stał bezużyteczny przez co najmniej dwadzieścia lat więc nie było się co dziwić, że czas go nie oszczędził.
Chłopiec wpatrywał się w swojego trzydziestoośmioletniego ojca, który przenosił kartony z wypożyczonego, szarego Mercedesa i stawiał je na ziemi, przed rozsypującym się budynkiem. Jego tata wierzył, że jeśli włoży się w ten dom mnóstwo pracy, przywróci mu się dawną świetność i znów będzie przytulnym miejscem. Chris wiedział, że teraz wszystko będzie inaczej. I choć mieli na razie mieszkać w tej ruderze, wolał być tutaj niż w Miami.
Istniało wiele czynników, które uległy zmianie i tylko jeden najważniejszy. I nie chodziło tutaj bynajmniej o przeprowadzkę z Miami do Seattle. Nie chodziło nawet o to, że poprzedni dom był inny niż ten. Może i był nieco mniejszy, ale w przeciwieństwie do „nowego”, był zadbany i nic nie wskazywało na to, że ma zniknąć wraz z nadejściem silniejszego wiatru. Wszystkie okna znajdowały się na swoim miejscu, bez chociażby drobinki kurzu, a do tego co roku była malowana elewacja, nadając budynkowi świeżości. Christopher miał w Miami swój pokój oraz mnóstwo zabawek, z których zdołał zabrać tylko jeden karton. W obecnym domu mogli chwilowo pomarzyć o czymś takim jak wygodne łóżku, bieżąca i ciepła woda, prąd czy ogrzewanie. Ale nawet pomimo tego, chłopiec wolał zostać tutaj niż wracać.
Najważniejszą zmianą w życiu dwunastolatka było to, że miał wychowywać się bez matki. Chociaż mogło wydawać się to dziwne, właśnie dlatego chłopiec wolał tą ruderę od luksusowego domu w Miami. Nigdy nie czuł się kochany przez kobietę, która go urodziła. Daleko jej było do miana matki. Była raczej zapracowaną idealistką, nie widzącą nic poza czubkiem własnego nosa. Syn nic dla niej nie znaczył. Gdy przychodził do jej gabinetu, by pokazać obrazek, specjalnie dla niej namalowany, za każdym razem kazała mu się wynosić i zająć czymś pożytecznym. Wiadomo, że takie słowa są dla dziecka bolesne. Szczególnie, gdy słyszy się je od matki, którą się naiwnie kocha przez cały czas, chociaż ona wyraźnie nie zasługiwała na chociażby skrawek tego uczucia.
Jedynie początkowo udawała troskliwą żonę i matkę w towarzystwie swoich znajomych. Usilnie chciała pokazać, że ma idealną rodzinę i że jest najlepsza. Właśnie w takich chwilach, tylko w takich, Christopher był szczęśliwy. Mama w końcu okazywała mu miłość i poświęcała uwagę. Przecież i tak nie chciał nic więcej, prawda? James przystawał na tą eskapadę za każdym razem ze względu na radość syna, chociażby chwilową. A także w głębi siebie wciąż żywił nadzieję, że jego żona znów  stanie się tą cudowną, radosną i pełną wigoru kobietą, którą przed laty obdarzył wielką miłością. Niestety, jego nadzieja okazała się płonna.
Jane Carraway nie była tą kobietą sprzed laty. Może to pieniądze ją zmieniły. W końcu gdy James ją poznał, była dziewczyną z biednego domu. To on był bogaty. To dzięki niemu stała się kobietą z wyższych sfer. To za jego pieniądze otworzyła swój niewielki dom mody, który z czasem się rozrósł. Jego żona stawała się coraz gorsza, a po jakimś czasie przestała nawet udawać przed znajomymi. Praca była jej priorytetem, musiała błyszczeć w swojej branży, a mąż i syn byli jedynie zawadą. Zdradzała swojego małżonka, o czym on doskonale zdawał sobie sprawę, lecz nigdy nie wydał się z tym, że o wszystkim wie. James znosił swoją żonę tylko przez wzgląd na jedynego syna, który kochał swoją matkę pomimo jej bezduszności. Ciągle starał się by obdarzyła go chociażby odrobiną matczynej czułości. Na tym polu James ciągle miał nadzieję. Wszystko robił dla syna.
Wszystko runęło, jak domek z kart, gdy Jane podniosła rękę na Christophera. Znosił wszystkie jej wybryki przez te wszystkie lata. Awantury tak naprawdę bez konkretnego powodu. Jej wyjazdu bez uprzedzenia, nawet te kilkudniowe, które zapewne spędzała z którymś ze swoich kochanków. Po czasie to wszystko było do przyzwyczajenia. Wytrzymywał także to, że potrafiła nad ranem wrócić pijana. Jednakże z chwilą, gdy uderzyła Chrisa, czara goryczy się przelała. Zapomniał jedynie sprzątnąć zabawki z korytarza, a ona była skacowana. Jednak tego czynu n i c nie usprawiedliwiało. Nie była kobietą, którą można szanować. Była obcą osobą, której nie chciał znać i nie chciał mieć z nią już nic wspólnego.
Czy naprawdę możemy poznać drugiego człowieka?
Kupił dwa bilety, spakował co najpotrzebniejsze i przyleciał z synem do Seattle. Odseparowanie go od Jane było najlepszym posunięciem i żałował, że tak długo był głupi. Nie poinformował żony, że się wyprowadza, bo i tak nie było jej w domu. Poza tym i tak by jej to nie obeszło. Ba! Na pewno się ucieszyła, że będzie miała święty spokój. Był jedynie ciekaw, czy tak samo będzie zadowolona jak zobaczy, że nie ma dostępu do żadnego z jego kont. Pozmieniał wszystkie hasła. Miał do tego prawo. Za kilka dni jego żona miała dostać kolejny prezent – papiery rozwodowe.
Może dom, który kupił nie był idealny, ale na pewno będzie można go nazwać „domem”, gdy przejdzie remont. Miał zamiar znaleźć najlepszą ekipę, która zajmie się tym jak najszybciej. Zamierzał zapewnić synowi normalne życie, bez kłótni i trzasku tłuczonych talerzy. Wiedział, że Christopher nie jest taki, jak jego rówieśnicy. Był cichy i spokojny. Niepewnie i z rezerwą podchodził do wszystkiego co nowe.
James mógł wcześniej to wszystko zakończyć. Jego postępowanie było złe i wszystko trwało zbyt długo, ale czasu się już nie cofnie. Jedyne co mógł zrobić w obecnej sytuacji to wynagrodzić Christopherowi wszystkie te lata. Może nie był idealnym ojcem, ale miał w planach starać się być jak najlepszy. Pierwszym miejscem na jego liście było zapewnienie małemu odpowiedniego domu. Miejsca, gdzie będzie czuł się bezpiecznie i które będzie jego opoką. Bo dom, to nie tylko budynek. To również rodzina, poczucie przynależności i szczęścia.
Jak to było we fragmencie Śmierć najmity; dom jest miejscem, gdzie jeśli musisz wejść, muszą cię tam przyjąć. W starym domu nie był zbyt mile widziany przez własną matkę. Ale drzwi tego domu, zawsze będą stały przed nim otworem, bez względu na wszelkie okoliczności.
Chłopiec nie podchodził już z dziecięcą pasją do żadnego z wykonywanych przez siebie zadań. Jane to uczucie w nim wypaliła. Gdy biegł do niej z rysunkiem, bądź jakąś przedziwną konstrukcją, która swoim wyglądem nie przypominała niczego znajomego, kobieta zawsze go krytykowała i nazywała nieudacznikiem. Dostawał od niej burę, po której wracał smutny do swojego pokoju, a rysunek bądź budowlę wyrzucał do kosza.
Trzydziestoośmiolatek czuł, że prędko sobie tego nie wybaczy – jeżeli w ogóle nastąpi taki dzień. Zawalił na całej linii i naprawianie szkód, to jedyne co mu pozostało. Poza tym, w przeciwieństwie do swojej żony, niedługo już byłej, naprawdę kochał swojego syna i chciał jego szczęścia. Wiedział, że Christopher jest nieufny wobec wszystkiego, przez swoją matkę. I, nie oszukujmy się, również przez niego.
Ale to już koniec. Nie będzie roztrząsania przeszłości, a jedynie praca na nową, lepszą przyszłość.
W momencie gdy wyjął ostatni karton, spojrzał na swojego syna, który odrywał źdźbła trawy. Znów poczuł ukłucie winy, które go przewiercało od środka, niczym jad. Przedostawał się do każdej komórki, każdego nerwu. Christopher był podobny do niego, ale oczy oddziedziczył po matce. Błękitne, potrafiące przeszyć człowieka na wskroś. Gdy się w nie patrzyło, miał się wrażenie, że właśnie czyta z ciebie jak z otwartej księgi i żadna tajemnica nie pozostaje już tajemnicą. James żywił naprawdę głęboką nadzieję, że tylko to odziedziczył po swojej matce.
Napotkał spojrzenie ojca i jego drobne ramiona wyraźnie zesztywniały. Wiedział, że jego tata nie jest zły. Jednak o swojej matce też tak przecież myślał, czyż nie? Tylko, że ona od zawsze pokazywała, że jest dla niej niczym. A tata zawsze trzymał jego stronę. Jemu podobały się jego rysunki. Razem z nim budował wierzę z klocków, która w końcu osiągnęła monstrualną wysokość i się rozpadła. Gdy chciał prosić o coś matkę, zawsze było tak samo.
- Czego znowu chcesz, gówniarzu? – pytała za każdym razem, gdy tylko wchodził do jej pokoju. I za każdym razem patrzyła się na niego tymi błękitnymi, pięknymi oczami, przesyconymi złością. – Nie potrafisz zrozumieć, że nie chcę cię widzieć? Zejdź mi z oczu.
Taką regułkę wygłaszała zazwyczaj, gdy przekraczał próg, bo chciał tylko spędzić chwilę z mamą. Czasami dodawała także:
- Żałuje, że cię urodziłam. Mogłam zrobić aborcję. Albo oddać cię do adopcji. Wyrzucić do śmietnika. Cokolwiek. Ale musiałam posłuchać twojego głupiego ojca. Zmarnowałeś mi życie, gówniarzu. I on zresztą też.
Gdy był młodszy, nie bardzo rozumiał znaczenie tych słów. Chodził wtedy do taty – jeśli był w domu. Mówił, że mama miała zły dzień i jej słowa to nic takiego. Powiedziała tak, bo była zdenerwowana. A on mu wierzył, bo był naiwny. Teraz doskonale wiedział dlaczego mówiła to wszystko. Tu samopoczucie nie miało nic wspólnego. Ona po prostu naprawdę go nie kochała i sam jego widok napawał ją niechęcią. Cały czas mówiła mu prawdę, a on był zbyt głupi i młody, by móc to wszystko zrozumieć.
Nie każdy człowiek dorasta do tego, by być rodzicem. Nie każdy potrafi wywiązać się z tego obowiązku i chronić swoje dziecko czy zapewnić mu należyte szczęście. W końcu jest tylko dzieckiem. Niewinnym stworzeniem. Czym więc zasłużyło sobie na to, by cierpieć z powodu innych? Z powodu ich głupoty, egoizmu i egocentryzmu? Tak nie powinno być. Dzieci nie powinny nosić jeszcze takiego ciężaru. Powinny czerpać z życia garściami i być radosne. Biegać po podwórku, bawić się z rówieśnikami i przejmować takimi błahymi sprawami, jak przebita opona w rowerze, bądź połamana deskorolka.
Nie, dwunastolatek nie powinien się przejmować tym, że jedno z rodziców go nie kocha. A jednak Chris musiał nosić na sobie to brzemię, które na pewno w jakiś sposób będzie go kształtowało. To co się wydarzyło, nie pozostawi chłopca nienaruszonego. Pozostawiło po sobie ranę, która jeszcze jest świeża i otwarta. Potrzeba czasu, by się zasklepiła. Jednak blizna pozostanie na zawsze. Dzięki odpowiednim ludziom, będzie mogła być mniej dotkliwa. A może wręcz przeciwnie – może znów się otworzy i zacznie obficie krwawić.
James w końcu podszedł do syna i kucnął przed nim, opierając ręce na kolanach.
- Wiem mały, że to nie jest szczyt marzeń, ale jakoś to uporządkujemy, wiesz? – Posłał chłopcu delikatny uśmiech. – Będziemy tu żyli tylko we dwójkę. Chcesz sobie wybrać pokój? Możesz mieć ten z balkonem. Potrzebuję twojej pomocy, Chris. Mogę na ciebie liczyć? – zapytał.
- Tak, tato – odparł cicho, tonem wystraszonego dziecka.
~*~
Jane Carraway tymczasowo zniknęła z życia Christophera. Nie widział jej od kilku miesięcy, czyli od dnia gdy odważyła się unieść na niego rękę. Podczas całego pobytu w Seattle ani razu nie rozmawiał o niej z ojcem, jakby ktoś taki w ogóle nie istniał. Była niczym chwast, który wyrwali wraz z korzeniami i wyrzucili ze swojego życia. Niestety, chwasty lubiły odrastać bez względu na środki jakie stosowaliśmy, by się ich pozbyć. W tym przypadku również mogło tak być.
Każdego dnia po powrocie ze szkoły siadał przed wielkim dębem. To było jego miejsce, jego azyl. Często rozmyślał nad tym, jakby to było mieć normalną rodzinę, a przede wszystkim kochającą matkę. Jednak to dziecięce wyobrażenie na zawsze miało pozostać jedynie marzeniem, niespełnionym marzeniem.
Cieszył się, że mieszkają w Seattle, z dala od Jane. Oczywiste było to, że chciałby mieć mamę – które dziecko by nie chciało? Ale chciałby prawdziwą mamę, która czytałaby mu bajki na dobranoc i siedziałaby przy nim gdyby miał gorączkę. To było dla niego niemożliwe, dlatego wolał żyć bez matki, niż mieszkać pod jednym dachem z kobietą, która nim gardziła i nigdy go nie kochała. Nie musiał słuchać wyzwisk w swoim kierunku i nikt nie patrzył na niego wzgardzonym spojrzeniem.
Czy to nie tak samo jest z przyjaźnią? Lepiej mieć jednego i wiernego przyjaciela, a nie kilku fałszywych, którzy wbiją ci nóż w plecy przy najbliższej okazji.
Jeżeli chodziło o przyjaciół, Christopher nie bardzo mógł wypowiedzieć się na ten temat. W szkole trzymał się na uboczu, ze względu na swoją nieufność. W pierwszych dniach czuł się jak eksponat w muzeum. Wszyscy mu się przyglądali, bo był chłopcem z wielkiego miasta. W takich małych szkołach jak ta, do której zapisał go ojciec, nowi uczniowie byli prawdziwą sensacją. Niektórzy podchodzili do niego, by porozmawiać, ale szybko się wycofywali widząc niechęć z jego strony.
W szkołach zbijały się grupy osób, klasyfikowanych wedle szczebelków hierarchii. Wiadomo, że najwyżej stawali ci, którzy mieli pieniądze. Albo raczej ich rodzice mieli. Chris szybko zdał sobie sprawę, że niektóre z grup stosowali zasadę: Żyjesz z nami lub przeciw nam. Nie było niczego pomiędzy tymi dwiema opcjami.
Nate Knight, syn prawnika, przewodniczył paczce złożonej z samych chłopaków. Nikt nie odważył się im przeciwstawić, a niektórzy się ich bali, co wydawało się po prostu śmieszne. Nate zaproponował Christopherowi dołączenie do ich kręgu, jako iż był nowy i to była dla niego szansa, którą odrzucił. W ten oto sposób dla Knighta i jego kolegów stał się kimś gorszym i słabszym. Pokazali mu, co znaczy żyć „przeciw nim”.
Zdaniem młodego Carrawaya, uprzykrzali życie słabszym od siebie tylko dlatego, by w ten sposób dowartościowywać samych siebie. Jego wyznaczyli sobie jako kolejną ofiarę. Nie wiedzieli, że tym samym popełnili błąd. Nie mieli do czynienia z ofermą, która da sobą pomiatać i traktować jak śmiecia. Christopher już przez coś podobnego przechodził. Tyle, że wtedy był ofiarą swojej matki. I nie zamierzał dopuścić do tego, by można było użyć w jego przypadku sformułowania: Historia lubi się powtarzać.
Już nigdy na to nie pozwoli.
~*~
Kilka lat później.

Po chłopcu, który pozwalał sobą manipulować, nie było już śladu. Dorósł. Dotrzymał danego sobie słowa i już nikt nigdy nie uczynił z niego ofiary. Nie dał sobą pomiatać. Stał się silnym, pewnym siebie mężczyzną.
Życie było dla niego najsurowszym z nauczycieli, a przeszłość lekcjami, które miał zapamiętać do końca swojego życia. Nie miał lekko lecz nie żałował niczego, co go spotkało. Najwyraźniej był po temu jakiś cel. Przecież nic nie dzieje się bez powodu. Nie był szczęśliwy, ale też nie cierpiał. Przez cały czas trzymał swoje uczucia na poziomie umiarkowanym, bo czuł, że tak jest najlepiej.
Był to dzień jak każdy inny. Z samego rana wypił kawę, co stało się dla niego już rutyną. Zamienił kilka słów z ojcem i wracał na górę, by przyszykować się do pracy. Ot, zwykły dzień, tak samo jak poprzedni. Nie podejrzewał nawet, że ta doba nie będzie taka sama. Nie spodziewał się, że za kilka chwil jego życie wywróci się do góry nogami.



Nie będę się tu długo rozwodziła, bo tu nie o to chodzi. Chciałam przede wszystkim podziękować za komentarze pod prologiem. Naprawdę dziękuję! :3 Jest rozdział 1, a ja nadal mam obawy, co zapewne jest zrozumiałe. Nadal nie wiem czy wszystko wyjdzie tak, jak to planuję, ale będę się starała! Opinię co do rozdziału pozostawiam wam, bo kto umie siebie obiektywnie oceniać? Ja na pewno nie umiem.
Nie obiecuję, że rozdziały  będą się pojawiały regularnie, bo nie mogę tego zrobić – niestety. Ostatnio wena się na mnie troszkę obraziła, a i z czasem może różnie być. O reszcie nie będę wspominała.


Pozdrawiam,
Mrs.Cross!

19 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. No i jestem zagubiona ja :3 No ale Ty wiesz, że ja zawsze jestem, nie wspominając o tym, jak wiele rzuciłaś mi przedpremierowo. Bardzo Ci dziękuję za zaufanie i to, ile mi zdradzasz <3
      Podoba mi się koncept przybliżania dzieciństwa głównych bohaterów, tym bardziej, że nie piszesz typowego love story, gdzie zaraz po poznaniu wchodzi wielka miłość i co tam jeszcze. Całe szczęście, bo większość takich opowiadań albo jest źle poprowadzona, albo na swój sposób nudna. Chris i Catherine znają się kilka lat i to wydaje mi się naturalne – to, że są ze sobą blisko. Dzieciństwo i przeszłość z kolei zawsze bardzo wiele mówi o postaci, tego, kim i dlaczego się stała; poza tym postać z historią przestaje być płaska – ona dopiero wtedy zaczyna żyć.
      W jedynce mamy Chrisa, a mnie wciąż jest go szkoda. Nie pojmowałam i nie pojmuję zachowania jego „matki”, o ile w ten sposób można nazwać zachowanie tej kobiety. Inaczej sprawy mają się z ojcem, którego wręcz podziwiam, bo w naszym społeczeństwie często istnieje błędne przekonanie, że mężczyźni nie nadają się do wychowywania dzieci i to zwykle oni są tymi złymi. Gdyby akcja opowiadania działa się w Polsce, nawet bym się nie zdziwiła, gdyby rozwód doprowadził do tego, że dziecko zostanie z matką – bo w końcu matka, jakby to było jakimś argumentem.
      Cóż, nie chcę nawet myśleć nad tym, co by się stało, gdyby nie postępowanie ojca Chrisa. Kim on by się stał przy takiej kobiecie… Która matka mówi dziecku takie rzeczy, jak Jane? Nawet jeśli czuła… niechęć. Ona nawet się nie starała; rozumiem, że ludzka psychika bywa skomplikowana, a niektóre kobiety po prostu nie potrafią cieszyć się z macierzyństwa – kiedy traktują dziecko jak przeszkodę, miłość jest niemożliwa – ale… zachowanie matki Chrisa i tak jest dla mnie niepojęte. To, jak ona mogła skrzywdzić i zniszczyć własne dziecko, tym bardziej.
      Podoba mi się to, jak ukazałaś jego przemianę z gnębionego, cichego chłopca w pewnego siebie mężczyznę. Wychowanie przy kochającym ojca zmieniło go na lepsze, zresztą wydaje mi się, że epizod z Jane również miał swoje dobre strony – bo każdy upadek czyni nas silniejszymi. Czasami problemy takie jak te niosą ze sobą coś dobrego, chociaż w pierwszym momencie trudno to sobie wyobrazić. A Chrisowi się udało.
      No cóż, już się nie rozwodzę, bo Ty dobrze wiesz, że rozdział mi się podobał :3 W tym momencie życzę weny, czasu i… wszystkiego, co najlepsze, zwłaszcza teraz, kiedy u Ciebie jest tak, a nie inaczej. Cokolwiek by się nie dało, ja jestem i będę to powtarzać ^^
      No to teraz czekam na Catherine :D

      Twój Wredny Straszak od Łopaty :D

      Usuń
  2. Rozdział jest tak samo genialny jak na samym początku, gdy czytałam go po raz pierwszy. Nie za długi, nie za krótki, wcale nie nudny. W sam raz na rozdział pierwszy, który tak samo jak prolog, miał nas wprowadzić w cały świat Christophera. Nie miał on, niestety, udanego dzieciństwa, ale spójrzmy na to, na kogo wyrósł. Być może gdyby nie "demony" przeszłości, nie byłby wcale takim człowiekiem, na jakiego wyrósł. Kto wie, czy gdyby wszystko potoczyło się inaczej i dalej mieszkał z matką, nie wpadłby w szemrane towarzystwo. Być może stałoby się coś gorszego.
    Więc moim zdaniem, w pewnym sensie dobrze się stało, że miał takie a nie inne dzieciństwo. To go ukształtowało i dzięki temu postawił sobie ważne cele w życiu, do których uparcie dąży A przecież o to chodzi, prawda?
    Jego ojciec jest dla niego prawdziwym wsparciem. Od razu to widać na wyciągnięcie ręki. Nie pozwolił, aby Christopherowi działa się krzywda. Odseparował go od matki. Zapewnił nowy dom, czystą przyszłość, nowe życie. Rodzic idealny, moim zdaniem. Dobrze, że dalej ma w nim oparcie. Wnioskuje też, że dalej z nim mieszka, tak?
    No i to zakończenie. Czyżby chodziło o Catherine? Albo coś zupełnie innego? Sama nie wiem... Zaspokoisz moją ciekawość, prawda? No jasne, że tak :)
    Cóż, tak jak już pisałam, rozdział genialny, cudowny, w dechę i inne epitety. Te dobre! Trzymaj tak dalej, a jeszcze książkę wydasz, czego Ci z całego serduszka życzę :* A z weną trzeba pogadać. I to porządnie ;)
    No nic... To ja mykam i czekam na kolejny rozdział. Wiesz, że musisz go szybko dać, prawda?
    Twój Sklerotyk :* ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Chris nie miał łatwego dzieciństwa. Jane nie była dla niego dobrą matką i żoną dla Jamesa też. Dobrze, że obydwaj się od niej wyprowadzili.
    Ciekawe co po tych kilku latach spowodowało, że życie Chrisa wywróciło się do góry nogami.

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Hej^^
      Długo mnie nie było, ale uznałam, że jeszcze krzesła wyjazdem wypada się pojawić. Czekałam długo na pierwszy rozdział i mimo, że dostałam kawałek przedpremierowo to i tak wyczekiwałam niecierpliwie na resztę.
      Cholera, jest mi go tak strasznie żal. Matka Chrisa... suka. Świetnie dogadałaby się razem z matką Any, która też tylko pieniążki liczyć potrafi. Naprawde, kiedy czytałam jak go traktowała, aż mnie coś brało i chciałam jedynie podejść do niej i strzelić ja w ten pusty łeb. Ojca też. Niby go zabrał od matki, dał nowe życie... Ale trwało to tak długo. Zdecydowanie za długo. Powinien wcześniej zabrać Chrisa i dać mu życie na jakie chłopiec zasłużył. Cieszę się jednak, że wreszcie udało im się uwolnić od tej matki. Ciekawe jak sobie poradziła bez pieniędzy męża. ^.^
      Zakończyłaś w okropnym momencie, wiesz? Nie wiem jak możesz kończyć w takich momentach rozdziały. Teraz ciekawi mnie co takiego się wydarzy. Domyślam się, że spotyka Catherine. A co się dalej potoczy... no zobaczymy ;]
      Nie obawiaj się rozdziału. Wszystko jest świetnie, a to co wyłapałam już Ci wysłałam. ^^
      Czekam teraz niecierpliwie na kolejny rozdział. Wspaniały gif, ciężko oderwać wzrok. :3
      Ściskam,

      Gabi. 💗💖

      Usuń
  5. I pffff...A chciałam być pierwsza xD Tak, tak wiem imformowałaś... Ale moje ślimakowe ruchy skutecznie mi przeszkadzają. Musimy wymyślić nową metodę informowania mnie. Może tak dwa dni przed? ��
    Co do NN. Interesująca i oryginalna historia. Niewielu bohaterów może się taką pochwalić. Czekam na związanie akcji i owe przywracanie życia do góry nogami :D Czyżby miało to jakiś związek z kobietą z prologu? ��
    Cud miód orzeszki! <3

    Wampirzyca Magda

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej :) Miałam skomentować prolog, ale okazało się, że dodałaś już rozdział pierwszy, więc na tym się skupię. Zwłaszcza, że o prologach i tak nigdy nie umiem się wypowiedzieć.
    Podziwiam ojca Christophera za taką siłę i upór, żeby uwolnić się od tej toksycznej kobiety, wynieść się do innego miasta i zacząć wszystko od nowa. Bo ta baba z pewnością nie była matką. Nie potrafię sobie w ogóle wyobrazić, jak można w ten sposób traktować swoje dziecko.
    To wszystko nie najlepiej odbiło się na psychice Christophera, a jeśli dołożyć do tego problemy w szkole... Nie ma tu wiele o Chrisie dzisiaj, ale mam wrażenie, że stwardniał, zmężniał i że szkoda mi będzie jego wrażliwości i delikatności.
    Do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć! Wpadam z opóźnieniem, ale Ty wiesz, że czytam, prawda? Czytam i kompletnie się zakochuję. No bo, cholera jasna, jak tu się nie zakochać?
    Jest pięknie. Wszelkie Twoje obawy są normalne, chociaż mogę Cię szczerze zapewnić, że nieuzasadnione. Wiem jednak doskonale jak to jest - kiedy ma się wrażenie, że można było to zrobić lepiej, dokładniej... Ciężko jest odwzorować na papierze coś, co siedzi nam w głowie, stąd też te wszelkie niepewności. Nie wiem, jak ty sobie wyobrażałaś ten rozdział, ale w moim mniemaniu wyszedł świetnie. Powiedziałabym wręcz, że to wprowadzenie idealne. Po krótkim, zwięzłym prologu, który nie ujawniał zbyt wiele, ale przy tym pozostawał niezwykle emocjonalny, ten rozdział jest taki świeży. Chociaż przy tym też zbyt wiele nie zdradza. Wprowadza coś to historii, ale jednocześnie wciąż pozostawia spory niedosyt - oczywiście w kontekście pytań, których wciąż przybywa, a na które brakuje odpowiedzi.
    Po takich przeżyciach ciężko mi uwierzyć, że to Chris będzie wielką miłością Catherine. Jak pani wyżej uważam, że wydarzenia z młodości musiały odcisnąć znaczne piętno na jego psychice. Niemniej ponoć to ludzie "złamani" kochają najmocniej i najszczerzej. Cat będzie dla niego wyzwaniem, ale dobrze mu to zrobi, jak mniemam :)
    Hm, co ja bym mogła jeszcze dodać? Twój styl pisania jest dobry. Wszystko płynnie, szybko się czyta, także za to duży plus. Masz bogaty zasób słownictwa, ale nie używasz wyrazów, których zapewne sama byś nie rozumiała, gdybyś nie sprawdziła wcześniej ich znaczenia, co też się chwali. Nie widziałam żadnych błędów, pomyłek, a nawet literówek, no halo, co to ma być! :p Reasumując jednak jak dla mnie wszystko na tak! :)
    Ach, ten szablon! Wspominałam Ci już o tym, że jestem totalnie zakochana, ale co tam, powtórzę :>
    Czekam na ciąg dalszy! Coś mi mówi, że to jego życie nie wywróci się tak samo z siebie, a za sprawą uroczej Cat :))
    Pozdrawiam!

    Klaudia99

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam i nie masz się czym martwić, jest super! Zaczynam się rozpływać nad tą historią i nie mogę się doczekać więcej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Super super super! *-* Jest coraz lepiej aż chce się zapytać kiedy następny rozdział? :) Co najważniejsze nie jest za długi i nie nudzi kiedy się go czyta ale nie jest też za krótki więc MEGA! Wszystko jest na miejscu i tak jak powinno być nie wiem czym Ty się martwiłaś zaczynając pisać? Kobieto pisz szybciej bo już się nie mogę doczekać dalszej części! / M. :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć!
    Kolejny rozdział już za mną. Bardzo przejęła mnie historia, a raczej dzieciństwo Christophera. Nie było mu łatwo, Jane była okropna. Nie wiem z jakiego powodu to robiła, ale była złym przykładem i osobą dla tak małego dziecka. Jedno jest pewne. Gdyby nie takie początki, Chris nie byłyby mężczyzną, którym jest teraz. Wszystko czym jesteśmy zaczyna się w dzieciństwie. Gdyby był pielęgnowany przez rodzicielkę jego życie mogłoby się zupełnie inaczej potoczyć. Jednakże nic nie zmieni tego, że miał ciężko. W życiu dostał już w kość. Mam nadzieję, że dalsze jego losy będą znacznie milsze. Opowiadanie świetne. Długość jak dla mnie perfekt! Opisy jak dla mnie genialne. Życzę morza weny!

    Pozdrawiam cieplutko :)

    PS. Dodaję się do grona obserwatorów, a Ciebie zapraszam do siebie, zostawiać link w SPAMie :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Szczerze, to wydaje mi się, ze wyjdę teraz na gnoja, ale winię ojca nie matkę. Przede wszystkim dla mnie uderzenie dziecka nie jest jakąś granicą, której nie należy przekraczać i nie uważam tego za coś karygodnego (nie mylić klapsa, lania czy policzka z katowaniem i biciem za wszystko). Moim zdaniem on w ogóle nie powinien jej zmuszać do tego, by mieli syna. Nie powinien zapłodnić kobiety, która miała inne priorytety życiowe niż on, ale tu łatwo mi się mądrzyć po latach, bo sam za gówniarza zrobiłem zupełnie odwrotnie. Jednak uważam, że brak szacunku do własnego dziecka jest bardziej karygodny i to wtedy powinien odejść, gdy ona niszczyła małego psychicznie, a nie dlatego, że przylała za rozrzucone i niepozbierane zabawki. Też kiedyś za takie coś dziecku strzeliłem trzy szybkie, bo bym się o samochodzik zabił, wypieprzyłem się tak, że omal w kant komody nie przypieprzyłem. Tak więc winię ojca, nawet nie dlatego, że wcześniej nie odszedł, ale dlatego, że był na tyle pizdą, by tłumaczyć synowi zachowanie mamusi, zamiast iść do tej mamusi i nią potrząsnąć i kazać wybierać. Powroty późne do domu, to że ważna była dla mnie praca, czy wrócenie pijaną - była dorosła, miała też swoje życie, nie każda kobieta chce być matką polką, ale jak już miała syna, to powinna to jakoś pogodzić, dobrać odpowiednie proporcje.
    Natomiast nie przesadzałbym, że dwunastolatek chce bajeczek na dobranoc, bo to już wcale nie taki maluszek. Chłopcy w tym wieku, to już sobie dobrze sami robią, a jak nie w tym to tak rok lub dwa lata później zaczynają się pornosami interesować.
    By nie było, że się czepiam opowiadania, bo pomysł jest dobry póki co, ale wykonanie jest owiane bajką, jest takie podążanie za poprawnością polityczną i społeczną, co od razu odbiega od realności i dzieli postacie na czarno-białe. Skoro pokazałaś nerwy matki, dlaczego nie ojca? Co on nigdy nie krzyknął na małego, nigdy nie skrytykował, nigdy nie był zmęczony? W niej nie było żadnych dobrych cech? Dziecko z góry od dołu było ofiarą i nigdy samo sobie nie zawiniło? Każdy medal ma dwie strony, a ty pokazujesz jedną i to mi póki co najbardziej wadzi, ale idę zobaczyć jak to będzie dalej. Ja po prostu wolę sam oceniać postacie, sam decydować po ich opisie i zachowaniu, która jest zła, a która dobra, co ja uważam za wady a co za zalety, a nie gdy narrator mi to narzuca.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem znów!
    Czytając o tym wszystkim, przez co musiał przechodzić biedny Chris, zrobiło mi się najnormalniej w świecie smutno. Na chwilę nawet ścisnęło mnie w gardle, a wszystko dlatego, że dzieci (i zwierzęta) to taka moja słabość. Nie potrafię wyobrazić sobie jak musi czuć się kilkulatek tak jawnie odrzucany i krytykowany przez którekolwiek z rodziców, nie otrzymując ani wsparcia, ani miłości, ani niczego innego. Ja jestem w stanie zrozumieć, że niektórzy po prostu nie chcą być rodzicami i nie mogą się później w tej roli odnaleźć, ale tak bezpośrednie odepchnięcie dziecka jest po prostu O-K-R-O-P-N-E. Tym bardziej, że to właśnie za malucha potrzeba nam najwięcej czułości, bezpieczeństwa, zainteresowania. Aż się serce kraje, gdy pomyślę o tych błękitnych oczach zachodzących łzami, bo mamusia (choć w przypadku takiej kobiety to bardzo duże wyolbrzymienie) powiedziała coś przykrego.
    Ugh, przepraszam, trochę się rozpisałam. Tak jak mówiłam - na takie tematy mogłabym długo, bo nie lubię patrzeć na cierpienie bezbronnych, małych osóbek, które niczego jeszcze nie rozumieją i w gruncie rzeczy nie są niczemu winne.
    Rozdział, jak pewnie wywnioskowałaś, uważam za świetny. Wywołał we mnie tyle emocji, że potrzebuję chwili, aby odetchnąć i uporządkować myśli.
    Dwójkę skomentuję niebawem, prawdopodobnie dopiero jutro.
    Na ten moment pozdrawiam ciepło! :)
    Sight

    List na zgodę

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo dobrze że wyprowadzili się od niej. Nie widzę żadnych powodów do obaw 1 rozdział jest genialny.

    OdpowiedzUsuń
  14. Cześć ;) Wpadłam, przeczytałam, a teraz pora na komentarz. W ogóle to skądś kojarzę Twój nick i nie wiem, czy nie byłam kiedyś na jakimś innym Twoim blogu xD No, ale nieważne.
    Pierwsze, co przyszło mi do głowy, gdy skończyłam czytać ten rozdział, to to, że było trochę za dużo opisów dotyczących jednego i tego samego. Bardzo dużo napisałaś na temat tej matki, jej stylu bycia, zachowania wobec najbliższych osób i... myślę, że było trochę za dużo. W niektórych momentach niepotrzebnie coś wyjaśniałaś, albo się powtarzałaś. Zrozumiałam już na samym początku, że Chris chciałby mieć normalną matkę i że to wszystko go boli. Nie musiałaś dodawać tego też we fragmencie po "*" ;) W ogóle wydaje mi się, ze zrobiłaś z tej matki taką strasznie czarną postać. Nie lubię takich. Człowiek nigdy nie jest tylko zły i niedobry. W każdym kryją się jakieś uczucia i jakieś dobro. Jedni mają ciemniejsze charaktery, inni jaśniejsze, ale najlepsza postać w książce to taka, która ma i wady, i zalety. Nie tylko wady;)
    A w ogóle to uważam, że ten facet też jest winny i to bardzo! Żył tyle lat z kobietą, która ich wszystkich poniżała i nie miał nawet odwagi, żeby się odezwać. Powinien juz dawno temu odciąć żonce kurek do pieniędzy, wyprowadzić się i zająć synem. A ten znosił to wszystko, jak ten baran, a teraz się dziwi, że żona na coraz więcej sobie pozwalała. Może jakby się nią zajął i "wychował", gdy miał jeszcze na to czas, to nie rozpasłaby się jak dziadowski bicz.
    Ale podobało mi się, tekst wzbudził emocje, a to najważniesze;)

    Pozdrawiam! ;)
    I zapraszam też do siebie: sila-jest-we-mnie.blogspot.com

    PS Prologu nie skomentowałam, bo był krótki i nie wiedziałabym co napisać xD Ale przeczytałam.

    OdpowiedzUsuń
  15. Rozdział bardzo mi się podobał. Spodobało mi się całe to spokojne wprowadzenie do historii. Dużo opisów i sporo przeszłośc nam przedstawiłaś, ale mi to zupełnie nie przeszkadzało. Muszę przyznać, że Chris to dzieciństwa łatwego nie miał. Z matki zrobiłaś dosyć czarny charakter, ale czy ja wiem, czy wszystko mogło być jej winą? Jasne, była podła, ale ojciec też mógł szybciej znaleźć w sobie siłę, by ją porzucić. Z drugiej strony łatwo mówić, kiedy samemu nie miało się tak przykrego doświadczenia. ;)
    Rozdział mi się podobał. Lecę dalej. :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Cudowny rozdział. Dobrze,ze pokazałas nam co nieco Chrisa zanim rzuciłas nas w wir jego obecnego zycia. Dzięki temu lepiej go zrozumiemy.
    Czytając było mi tak strasznie żal tego małego chłopca, który pragnąl jedynie miłości matki a tego nie dostal..
    Ciekawe jak potoczą sie jego losy..biorę się za czytanie kolejnych rozdziałów:D
    Całuski http://guardsangel.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak mówiłam, poszłam czytać dalej. Rozdział mi się podobał, tak jak prolog. Mimo że to tylko wprowadzenie, wcale się nie nużyłam. Ciekawy temat, główny bohater interesujący.
    Wytknę tylko kilka błędów:
    "James przystawał na tą eskapadę " - *tę
    "Zdradzała swojego małżonka, o czym on doskonale zdawał sobie sprawę," - *z czego
    "Jej wyjazdu bez uprzedzenia, nawet te kilkudniowe" - *wyjazdy
    "Razem z nim budował wierzę z klocków" - *wieżę
    "Teraz doskonale wiedział dlaczego mówiła to wszystko." - przed dlaczego przecinek.
    "Najwyraźniej był po temu jakiś cel." - *ku temu.

    Pozdrawiam ciepło!
    Gwiazdogrod.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy