Tamtego
dnia odwiózł Catherine Ayars do domu i czekał przy samochodzie dopóki
nastolatka nie weszła do środka. Przynajmniej na czterdzieści osiem godzin będzie
miała spokój, bo Richard Crowe co najmniej przez tyle czasu będzie siedział na
dołku. Istniała też możliwość – na którą Christopher w duchu liczył – że
zacznie się awanturować i posiedzi trochę dłużej. A sądząc po jego zachowaniu
na stacji benzynowej, nie potrafi trzymać języka za zębami zbyt długo.
Nie
powinien się interesować losem swojej niepełnoletniej sąsiadki, ale nie
potrafił też przejść obok tego obojętnie. Ten facet był wobec niej agresywny
więc co jeśli ją bił? Nie wiedział jak, ale się tego dowie. Mieszanie się w
życie sąsiadów nie było w jego stylu. Zwykłe podejrzenia też nie będą dobrym
argumentem by zrobić interwencje policji. No i ona może wszystkiemu zaprzeczyć.
A dodatkowo – na Boga! – ona ma dopiero piętnaście lat. Jeśli policja zacznie ją
wypytywać, może się przestraszyć.
Dlatego
zamierzał dowiedzieć się tego w inny sposób, choć niekoniecznie skuteczny.
-
Carraway, jesteś na służbie. – Z zamyślenia wyrwał go głos Raya Huntera. –
Rozumiem, że nie traktujesz tej pracy poważnie, ale chociaż byś udawał.
-
Traktuje swoją pracę poważnie – zapewnił, patrząc na rząd samochodów stojących
przed nimi na czerwonym świetle. – Tylko się zamyśliłem. Przepraszam.
-
Czyżby zbliżała się randka z jakąś seksowną kelnerką? – zapytał, a w głosie
aspiranta nie dało się nie usłyszeć nuty ironii.
-
Nie – zaprzeczył, marszcząc lekko brwi. – Ktoś kogo znam może mieć kłopoty. Nie
jestem tego pewny na tyle by angażować w to policje – powiedział zgodnie z
prawdą.
Nie
bardzo wiedział jak ma rozmawiać ze swoim partnerem. Rzadko wiadomo czy on
żartuje czy mówi prawdę. Christopher wiedział jedynie, że lepiej z nim nie
zadzierać, bo był szanowanym policjantem i dodatkowo bardzo dobrym. Zresztą,
sam go szanował i tak naprawdę, choć Ray Hunter był trudnym człowiekiem, cieszył
się, że ma z nim służby. Przynajmniej będzie miał możliwość by się czegoś
więcej nauczyć.
Hunter
posłał mu nieprzeniknione spojrzenie i przez dłuższą chwilę się nie odzywał najwyraźniej
nad czymś rozmyślając. W końcu nieco się odprężył i ruszył, kiedy światło zmieniło
się na zielone.
-
W takim razie powinieneś sam wybadać grunt, a kiedy czegoś więcej się dowiesz, sam
zadecydujesz co zrobić.
Wybadać
grunt. Niekoniecznie tak nazwałby to, co miał w planach.
~*~
Faktycznie,
znał adres. I chociaż czuł się winny, że musi opuścić Catherine, w tamtym
momencie musiał to zrobić. Oprócz winy pojawił się także strach. Skąd mógł mieć
pewność, że podczas jego nieobecności coś się nie zmieni z jej stanem? Że nie
ulegnie on poprawie, bądź – o tym nawet próbował nie myśleć, jednak to nie było
wcale takie łatwe – pogorszeniu? Przecież zazwyczaj tak się dzieje, że podczas
naszej nieobecności dzieją się te najważniejsze rzeczy. Wystarczy podać jako
przykład sam wypadek jego dziewczyny.
Wiedział,
że dużo osób powiedziałoby mu, że to głupie, ale czuł się winny i nie był
przekonany, czy kiedykolwiek wyzbędzie się tego uczucia. Nigdy nie przestanie
analizować tego cholernego: „A co by było
gdyby?”. Gdyby w tym momencie był przy niej, bez wątpienia by ją ochronił,
nawet jeśli miałoby to oznaczać przyjęcie na siebie ciosu. Zdawał sobie sprawę,
że nawet gdyby był w Seattle, do tego wypadku mogłoby dojść. Jednak to pytanie
nie przestawało go dręczyć.
Czuł,
że ją zawiódł i miał wrażenie, że przez to może znienawidzić sam siebie.
Obiecywał, że będzie ją kochał i chronił przed wszystkim. A tymczasem ona leży
przykuta do łóżka i nie wiadomo czy kiedykolwiek otworzy oczy.
Musiał
wierzyć, że wszystko pójdzie dobrą drogą, bo najwyraźniej był jedyną osobą,
która miała na to nadzieję. Jej matka… szkoda nawet o niej myśleć. Kiedy
pojechał do domu Ayarsów by zapytać o swoją dziewczynę i otworzyła mu jej
matka, rozpoznał od razu, że jest pijana. Niby udało jej się wyjść z nałogu,
ale jak widać wypadek córki skłonił ją do powrotu. Albo zaczęła pić jeszcze
zanim samochód potrącił jej córkę, tylko Catherine nie wspominała mu o tym w
swoim listach, by go nie martwić – często coś próbowała przed nim zataić.
Amanda topiąc smutki w alkoholu zapewne nie myślała o córce. A może myślała,
lecz porzuciła wszelkie nadzieje, że dziewczyna z tego wyjdzie. Widział to w
jej spojrzeniu i minie, kiedy mu wyjaśniała, gdzie jest Catherine. Mówiła
dodatkowo zrezygnowanym głosem. Nie wierzyła, że jej córka potrafi być
dostatecznie silna i tę walkę wygrać.
Dlatego
pozostawał on, który nie mógł zwątpić – i nie zamierzał.
Zatrzymując
samochód na płatnym parkingiem przed wysokim budynkiem, sprawdził czy nikt nie
dzwonił do niego ze szpitala. Zadufana pani doktor wiedziała, że jeśli ma się
coś dziać, ma dzwonić właśnie do niego. Shannon Paige ratowała ludzkie życie,
ale Christopher nie darzył jej sympatią.
Schował
telefon do kieszeni kurtki, zostawiając dźwięki włączone i opłacił parking,
zostawił bilecik za szybą, by był widoczny, a następnie wszedł do budynku i
wjechał windą na przedostatnie piętro. Był w tym budynku dopiero pierwszy raz i
nie czuł się do końca pewnie, ale wiedział, że ten człowiek będzie potrafił mu
pomóc.
Po
pierwsze, jako licencjonowany prywatny detektyw musiał ciągnąć podjętą przez
siebie sprawę do końca i – nie oszukujmy się – mógł złamać nieco więcej niż
policja, bo działał sam dla siebie. Dodatkowo ludzie mieli tę tendencje, że
detektywom łatwiej zaufają niż glinom. Właśnie dlatego, że policjanci nie
zawsze robili „wszystko co w ich mocy”,
jak to często mówili i często te zdanie było kłamstwem. Christopher doskonale
to wiedział, bo jego koledzy często się obijali.
Drugim
powodem było to, że znał tego człowieka od kilku lat i wiedział, że każdą
przyjętą sprawę traktuje równie poważnie. Czy to zaginięcie/porwanie dziecka
czy też zwykła zdrada małżonka – choć Carraway miał świadomość, że tych
ostatnich detektyw miał najmniej. Człowiek, do którego zmierzał, miał bardzo
dobrą opinie i wiele zakończonych pomyślnie spraw. Praca detektywa, jak
wcześniej policjanta, była dla niego powołaniem, co na pewno wpływało na jego
podejście i rezultaty.
Wyszedł
z windy i miał wrażenie, że jechała na przedostanie piętro w nieskończoność.
Dobrze, że nie miał klaustrofobii, bo pokonanie osiemnastu pięter nie wydawało
się być przyjemną perspektywą. Od razu zobaczył szklane biurko, przy którym
siedziała kobieta mniej więcej w jego wieku, stukając wypielęgnowanymi
paznokciami w klawisze komputerowej klawiatury. Była przeciętnej urody
blondynką, która posłała mu delikatny uśmiech kiedy ruszył w jej stronę. Za
oprawkami czarnych okularów dostrzegł piwne, duże oczy.
Zastanowił
się czemu to sekretarki zazwyczaj są właśnie blondynkami.
-
Witam w Hunter’s. Czym mogę panu
służyć?
Zanim
zdążył się odezwać, drzwi na końcu korytarza się otworzyły i stanął w nich
wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna po czterdziestce. Blond włosy jak zawsze
miał krótko ostrzyżone, a zielone oczy wpatrywały się w Christophera z
nieprzeniknionym wyrazem.
Ray
Hunter nic się nie zmienił, odkąd Carraway widział go po raz ostatni.
-
Amber, nie łącz mnie z nikim i przynieś dwie kawy – powiedział stanowczo do
swojej sekretarki, a potem podszedł do młodego policjanta i uścisnął mu dłoń,
by następnie zaprosić go do swojego gabinetu. – Tam będziemy mogli w spokoju
porozmawiać.
Weszli
do przestronnego pomieszczenia, w którym na prawo od drzwi mieściło się na duże,
dębowe biurko i czarny fotel, a za nimi kilka regałów wypełnionych po brzegi
segregatorami i teczkami. Jeśli Chris miał zgadywać, jego były partner nie ufał
do końca nowoczesnej technologii i wolał przechowywanie dokumentów na papierze
niż na komputerowym dysku. Natomiast na lewo od drzwi stała kanapa i szklany
stolik, a na ścianie wisiały różne dyplomy i na pewno licencja
detektywistyczna, albo jej kopia.
Ray
był nieco niższy od Christophera, więc kiedy stali blisko siebie, były
policjant musiał nieco odchylać głowę do tyłu. Wiele osób z powodu większego
wzrostu czuje się bardziej pewnie i w jakiś sposób uważają, że mają przewagę
nad swoim rozmówcą. Carraway niczego takiego nigdy nie odczuwał w stosunku do
Huntera, gdy patrzył na niego z góry. Zawsze czuł wobec swojego byłego partnera
respekt oraz szacunek i z biegiem czasu, nawet po złożeniu rezygnacji ze
służby, jego podejście się nie zmieniło. Co więcej, uważał Raya Huntera za
człowieka godnego naśladowania.
-
Zdziwił mnie twój telefon – przyznał detektyw, kiedy już usiedli na kanapie.
Christopher spojrzał na byłego partnera, który przewiercał go wzrokiem. –
Chodzi o Catherine Ayars, prawda?
Chris
posłał swojemu rozmówcy wymuszony uśmiech, a potem westchnął głęboko i oparł
łokcie o kolana. Przepracowali razem kilka lat na wspólnej służbie, więc mieli
do siebie zaufanie, chociaż nie od początku tak było. Ray uważał młodszego
kolegę za kolejnego idiotę, który nie będzie brał pracy na poważnie, ale szybko
się mile zaskoczył.
-
I dziwi mnie też, że przyszedłeś do mnie dopiero teraz – dodał.
-
Bo dopiero wczoraj się dowiedziałem – powiedział Chris udręczonym głosem.
Nigdy
nie przestanie sobie tego wyrzucać. Powinien sobie darować to pieprzone
szkolenie. Powinien być przy niej. Chronić ją, do diabła.
-
Nie bardzo rozumiem. – Ray zmarszczył brwi skonsternowany.
Christoper
wszystko mu wyjaśnił. Swój wyjazd na szkolenie i to, że przez jakiś czas nie
mieli dostępu do poczty. Powiedział też o swoich wątpliwościach, kiedy po
powrocie do głównego obozu okazało się, że nic nie dostał. I o tym, jak rzucił
wszystko w diabły, bo niepewność zjadała go od środka i musiał dowiedzieć się,
co jest grane. Zrobił przerwę, kiedy Amber przyniosła im kawy, uśmiechając się
zbyt promiennie. Powiedział też o tym jak o wszystkim się dowiedział, a
skończył opowieść na tym, jak postanowił do niego zadzwonić.
-
Doskonale wiem, że stary odsunie mnie od tej sprawy, kiedy tylko pojadę na
komisariat – mruknął, patrząc tępo na trzymany przez siebie kubek. – I nie wiem
czy chcę usłyszeć kto ją prowadzi.
-
Jackson i Anderson – poinformował go Hunter, czym wywołał jego niemałe
zaskoczenie. – Kiedy tu jechałeś, zadzwoniłem spytać na komisariat. Domyśliłem
się po co dzwoniłeś, synu. Nie dzwoniłbyś po to, bo potrzebowałeś pomocy z
pracą. – Pokręcił głową. – Znam cię, pamiętaj. Nie wiem nic ponad to, co
zapewne ty wiesz. Miała wypadek, zapadła w śpiączkę. Pisali o tym w gazetach
przez jakiś czas.
No
tak. Jemu nawet do głowy nie przyszło, by poszukać w artykułach czegoś na ten
temat, a w internecie na pewno też coś by znalazł. Był tego więcej niż pewien,
ale miał ważniejsze sprawy na głowie niż surfowanie po sieci. Zresztą doskonale
zdawał sobie sprawę, że dziennikarze lubią dodać swoje trzy grosze i ubarwiać
historie. Nie ufa się informacjom, które podają.
Wiedział,
że Jackson i Anderson nie byli najgorszą opcją. Byli dobrymi policjantami,
chociaż nie mieli wytrwałości co do prowadzonych spraw. Nie szperali w każdym
zakamarku lecz opierali się na powierzchowności, co niestety martwiło Carrawaya
i zastanawiał się czy sprawa jeszcze jest otwarta. Ale i tak mogło być o wiele
gorzej. Jeśli stary przydzieliłby do tej sprawy takiego Browna i Moore’a,
dochodzenie zostałoby zaszufladkowane może po tygodniu. Ci dwaj byli leniwi i
nie myśleli głową lecz inną częścią ciała. Z tego co mówili, za numer telefonu
potrafili odpuścić ładnej dziewczynie mandat.
Niestety,
choć Christopher lubił swoją pracę i taktował ją poważnie, musiał przyznać, że
tacy policjanci się zdarzali i bardzo chętnie by się ich pozbył, ale nie
posiadał takiej władzy.
-
Wiesz też dlaczego tutaj przyszedłem, prawda? – odezwał się, posyłając byłemu
partnerowi wymuszony uśmiech.
Ten
skinął mu głowę i westchnął, odstawiając kubek na stolik.
-
Wydaje mi się, że wiem. Nie usiedzisz bezczynnie i nie będziesz czekał, aż ta
sprawa się rozwiąże. Jako starszy kolega doradzałbym ci jednak cierpliwość, ale
szybko pomyślałem jakby to było, gdyby moja żona albo któryś z dzieciaków
znalazł się w takiej sytuacji. I na pewno też nie siedziałbym z założonymi
rękami.
-
Jeśli komendant się zorientuje, że pomimo odsunięcia mnie od sprawy –
Christopher nie wątpił, że usłyszy taką wiadomość, gdy tylko pojedzie na
komisariat, bo takie obowiązywały procedury – będę brał w niej udział i
przeszkadzał chłopakom w tym śledztwie, stracę odznakę – dokończył, wzdychając
cicho i posłał Hunterowi uważne spojrzenie. – Dlatego chcę, żebyś ty się tym
zajął. Zapłacę tyle, ile będzie konieczne.
-
Daj spokój, synu. – Detektyw zdecydowanie pokręcił głową. – Pomogę ci z ogromną
chęcią znaleźć tego, który zrobił to tej twojej małej. Rozumiem, że w tym
śledztwie chcesz brać czynny udział? Jak to sobie wyobrażasz?
Christopher
nie mógł ukryć zdziwienia, że Ray tak dobrze go odczytuje. Ale pracowali razem
kilka lat i zdołali się poznać, więc nie powinno go to dziwić. Poza tym był bardzo
dobrym detektywem, a wcześniej policjantem i słynął ze swojej spostrzegawczości
oraz przebiegłości.
-
Wezmę bezpłatny urlop – wyjaśnił. Wszystko zdążył już sobie przemyśleć, dlatego
właśnie zadzwonił do przyjaciela z nadzieją, że ten mu pomoże. – Uprzedzę też
starego, że wynająłem ciebie do rozwiązania tej sprawy.
-
Wcale mnie nie wynająłeś. Po prostu zamierzam ci pomóc, synu bo wiem ile ta
mała dla ciebie znaczy. Jeszcze dzisiaj dowiem się czegoś więcej na temat tej
sprawy i pewnie jutro pojadę popytać w okolicy. Może ktoś coś pamięta. Wiesz,
że ludzie dużo widzą, ale ze strachu mało mówią.
Wiedział,
bo niejednokrotnie miał do czynienia z takimi przypadkami podczas służby.
Ludzie ze strachu o siebie bądź swoich bliskich zatajali pewne rzeczy. I nie
zawsze byli zastraszani, choć tak też się zdarzał.
Po
spotkaniu z Rayem, który obiecał dzwonić, gdyby czegoś się dowiedział,
Christopher pojechał na komisariat i spotkał się ze swoim komendantem. I
zgodnie z jego przewidywaniami, został odsunięty od sprawy. Nie był
spokrewniony z poszkodowaną, ale byli parą więc mógł stracić w dochodzeniu
obiektywizm, jak już się zdarzało, gdy policjanci prowadzili sprawy dotyczące
ich bliskich. Chris nie zamierzał się jednak kłócić ze swoim szefem i wszystko
przyjął na spokojnie, by w następnej chwili wyjaśnić podjętą przez siebie
decyzje.
Dopiero
siedząc na komisariacie i rozmawiając z komendantem uświadomił sobie, że przez
swoje zachowanie może stracić pracę. I szybko doszedł do wniosku, że jeśli tak,
to jest w stanie taki stan rzeczy zaakceptować. Nie będzie siedział z
podkulonym ogonem, podczas gdy człowiek, który wpędził Catherine w taki stan
chodzi sobie po wolności. Nie może jemu, bądź jej, ujść to na sucho.
Na
jego szczęście, szef wykazał się wyrozumiałością, choć oczywiście zadowolony
nie był z takiej decyzji. Trochę go uspokoiła też myśl, że Christopherowi
będzie pomagał jego były partner, bo nie przeszkadza policji pracować. Jedynie
szybciej rozwiązuje sprawy.
-
Co tak właściwie się stało? – zapytał, kiedy sprawa jego urlopu jak i
współpracy z Hunter’s została
zaakceptowana przez starego.
-
Z tego co dobrze zrozumiałem, Carraway właśnie poszedłeś na zwolnienie. W takim
razie nie mogę udzielić ci tych
informacji.
Zapomniał,
że Joseph Lawson potrafił być prawdziwym chujem. Podejrzewał nawet, że gdyby
Ray nie zrezygnował, to on zostałby komendantem. I to może byłoby najlepsze dla
wszystkich.
Wyszedł,
zanim powiedziałby o dwa słowa za dużo i jego sytuacja uległaby zmianie. Na
przykład takiej, że odznaka oraz służbowa broń zostałyby na biurku, a on
straciłby możliwość bycia policjantem. Może i Lawson był dupkiem, ale za to
wpływowym.
Pieprzyć
to.
Wrócił
do szpitala z mocno bijącym sercem. Nie dostał żadnego telefonu od doktor
Shannon Paige, ale pomimo to bał się, że coś go ominęło. Tej gorszej wersji
wydarzeń nie chciał przyjmować do świadomości, więc mógł stracić moment, w
którym jego dziewczyna się obudziła. Tak naprawdę się obudziła. Z każdym
krokiem, gdy zbliżał się do sali sto dwanaście jego serce coraz mocniej obijało
się o żebra i miał wrażenie, że lada moment wyrwie się z piersi. Jednak kiedy
wszedł do sali, serce przestało bić całkowicie.
Czuł,
że krew odpływa mu z twarzy a po plecach spływa strużka zimnego potu.
Łóżko
Catherine Ayars było puste.
Dobry wieczór!
Lubię te uczucie, kiedy jestem zadowolona z rozdziału i czuję, że wyszedł mi tak, jak tego chciałam. Mógłby pojawić się wcześniej, ale ja muszę mieć w głowie takie Puf!, które pomaga mi w pisaniu rozdziałów. Wtedy wychodzi lepiej niż pisany na siłę, prawda? Wszystko wychodzi lepiej, jeśli nie jest tworzone na siłę.
W sumie ode mnie to chyba tyle, nie ma co się tu rozpisywać. Dobranoc!
Mrs.Cross!